Polowanie na mnie

Ten sen nie był już tak miły jak z jaszczurko-żabami. Może to co się działo, było konsekwencją uratowania tych stworzeń noc wcześniej.

Pustynia, ale nie z piasku tylko z ziemi. Po horyzont spalona ziemia. Jakieś pojedyncze kępki liści, uschnięte krzewy, wykopane dołki. W tych dołkach ukrywałem się przed kimś złym. Oddziały wojska(?) szukały mnie lub mnie i kogoś jeszcze. Udawało mi się ukrywać w tych dołkach wypełnionymi liśćmi. Bardzo się bałem. Gdy przechodził kolejny oddział sztywniałem (jak jaszczurka???) Gdy oddział się oddalał wracało mi czucie w ciele. Nie jestem pewny ostatniej sceny, czy ktoś mnie znalazł i chciał pomóc, czy sam uznałem, że mogę wyjść na powierzchnię. Z przerażeniem odkryłem, że w moim męskim organie mam wbitą agrafko-obrączkę(?) Przechodziło to mniej więcej w połowie żołędzi. Nie odczuwałem bólu, ale czułem duży dyskomfort. Byłem bardzo brudny, wszędzie miałem ziemię, suche liście i to zapamiętałem dużo sierści zwierzęcia. Sierść była siwa. Po tym wyjściu obudziłem się.

Szalona podróż po rwącej rzece (Amazonka?)

Od dłuższego czasu sny były nieopisywalne. Znam ten stan, bo czasami się zdarza. Strzępy, kadry, pojedyncze słowa. Pojawił się sen, poprzedzony inny, noc wcześniej. Otóż… do mojego mieszkania, w nocy, ktoś próbował się włamać. Drzwi wejściowe do domu mam na odcisk palca i kod cyfrowy. Słychać od środka, gdy ktoś „się loguje”. We śnie było tak samo. Słyszę, że ktoś próbuje wpisać kod, błąd… błąd… Obudziłem się (we śnie) i pobiegłem do drzwi. Już słyszałem, że delikwent zbiega ze schodów w panice, że został zdemaskowany. Tym delikwentem okazał się nieżyjący już Leon Niemczyk, choć, gdy otworzyłem drzwi i krzyczałem do niego, używałem imienia znanego aktora amerykańskiego (nie umiem sobie przypomnieć kogo). Zwyzywałem go, wyklinałem. Obrażałem. Ojjjj.. byłem bardzo niemiły. Wróciłem spać we śnie, później obudziłem się już w realnym świecie. Sen drugi opowiadał o nieplanowanej podróży dziwnym statkiem wodnym. Wyglądało to jak ogromna barka, prawie płaska na pokładzie. Dość cienka. Zachowywało się to jak kawałek styropianu rzuconego na wodę. Jednak nie było w tym nic z niebezpieczeństwa. Woda wzburzona, jakby stan był o wiele wyższy (pora deszczowa??). Brunatna, dookoła wiry i fale. Trzęsło, szarpało, lało jak z cebra. Byłem mokry, było mi dość chłodno, ale nie było to nieprzyjemne. Czułem dotyk wody z rzeki, czułem deszcz na skórze. Bardzo realistyczne doznania. Było dość szaro wszędzie. Dość sporo osób na pokładzie. Braliśmy ostre zakręty, czasami o 180 stopni zwrot w korycie rzeki. Płynęliśmy tak dość długo. Rozmawiałem z towarzyszącymi mi ludźmi. Było energetycznie, z adrenaliną, ale to nie była walka o życie. Było naprawdę ciekawie. Dopłynęliśmy do jakiegoś brzegu/pseudo portu. Pod wielkim, ogrooomnym drzewem. Konary tworzyły dach, jakby wiatę. Liście zielone, gałęzie w ilościach niespotykanych. Niesamowity widok. Okazało się, że moja podróż w tym miejscu dobiegła końca. Musiałem opuścić barkę i musiałem wracać do domu. Jednak powrót był mega zaskakujący. Wracałem statkiem kosmicznym!!! Przewspaniały sen!