Powódź i topielec

Znów śniła mi się powódź (jak w czerwcu 1997 roku). Tym razem to była inna powódź. Rzeki płynęły pod prąd. Stałem na moście i widziałem wzbierającą rzekę. Odchodząc w innym kierunku zauważyłem ciało płynące tuż pod powierzchnią. Twarzą zwrócone ku górze. Nie było to przyjemne uczucie. Chciałem się oddalić, ale coś kazało mi stanąć znów na moście i patrzeć na tę martwą twarz. Później policja, podejrzenia, że to moja wina. To miało mniejsze znaczenie, bo to raczej część snu, aby zamknąć fabułę według mojego umysłu. Nic mi nie grodziło, sytuacja się wyjaśniła i nie zostałem zatrzymany. Jednak dziwne uczucie po przebudzeniu pozostało.

Wielki pożar mostu

Sen dość krótki, ale bardzo męczący. Jechałem samochodem autostradą. Dojechałem do mostu nad nią, który się palił. Przechodziły tam jakieś rury z gazem lub paliwem. Pełno strażaków, korek. Wysiadłem z samochodu i podszedłem bliżej. Widziałem płonące rury. Czułem bardzo wysoką temperaturę. Usiłowali opanować źródła ognia, gasząc wyloty z tych rur. Coś szło źle, bo podniosły się krzyki, żeby uciekać. Lali wodę na wyloty rur ale bez rezultatu. Uciekałem, ogień gonił w każdą stronę. Uciekałem wzdłuż rur, zamiast się oddalić. W pewnym momencie jednak zacząłem się wycofywać i wyszedłem z tego cało.