Planeta bez wody.

Ciężki sen. Byłem nie tyle więźniem, co miałem ograniczoną swobodę. Niby Ziemia, ale nie do końca. Na tej planecie były problemy z wodą. Bardzo mocno ograniczano jej użycie. Pracowałem (przymusowo) jako operator kamer w centrum handlowym. Kamery o ogromnej rozdzielczości umożliwiały mi obserwację osób w tym centrum. Zobaczyłem moją córkę z jej matką. Chyba musiałem ich dawno nie widzieć, bo zacząłem płakać, zrobiłem zbliżenie chcąc jak najdłużej zachować ich obraz. Próbowałem telepatycznie im powiedzieć, że ja tu jestem, ale nie słyszały mnie. Córka poszła do jakiegoś sklepu i straciłem możliwość obserwacji. Kamery którymi ja operowałem obejmowały tylko duży hol. Potem, po pracy, wszyscy mi podobni schodzili do wspólnej szatni. Żeby wyjść na zewnątrz przebieraliśmy się w wyróżniające ubrania. Mieliśmy „niby czas wolny”. Mogliśmy się jednak poruszać wyłącznie w ustalonym obszarze. Chodziłem samotnie (choć dookoła byli ludzie) wspominając to co widziałem w kamerach. Nagle jeden z mi podobnych „niby więźniów” zaczął pryskać wodą z rąk, może miał wąż z wodą. Nie wiem. Ale wszystko było mokre. Wpadliśmy w panikę, bo każdy kto był mokry był w ogromnym niebezpieczeństwie. Moje ubranie nie zostało zmoczone. Miałem parę kropli na czarnym, wełnianym swetrze. Krople wyschły, może je strąciłem. Nie wiem. Widziałem nadchodzący oddział sił w stylu policji/wojska. Ludzie próbowali się ukryć, zrzucić mokre ubrania. Widziałem jak umierają w sekundzie drzewa pozbawione wody. Inni krzyczeli, że to koniec. Zmieniamy się w „cywilian”. Ta woda, w kontakcie z naszymi ciałami i ubraniami zmieniła się w mocz. Chyba byłem tam nowy, bo nie bardzo wiedziałem jak się zachować. Nie wiedziałem co to znaczy, że ktoś zmienia się w „cywilian”. Zapytałem kogoś kto przechodził. Rzucił smutno – nic, sam zobaczysz. Postanowiłem uciec, schować się gdzieś. Znalazłem dziwne miejsce. Metalowe schody prowadzące do pomieszczenia, gdzie mógł z trudem zmieścić się człowiek. Nad dachem była okrągła, szklana kopuła. Mogłem obserwować to co działo się na powierzchni. Przyszła ogromna fala wody (moczu?) i porwała wszystkich którzy tam byli.

Bardzo ciężki i smutny sen. Dużo emocji, pustki i totalnej niemocy. Nie byłem w stanie nic zmienić, zareagować. Mogłem tylko patrzeć jak inni giną. Było parę osób które zrobiły to samo co ja. Weszli do tych komór i obserwowali wydarzenia. Widziałem ich głowy i twarze przez szklane kopuły. Patrzyli i nic nie mogli zrobić.

Ludzkość uwięziona pod kopułą.

Ciekawy sen. Choć ciężki z początku, męczący. Ludzkość mieszkała pod kopułą, połówką pingponga. Ludzie byli zniewoleni nie wiedząc o tym. Nie wiem kto i po co to robił. Część z nas (w tym ja) chciała się jednak wydostać poza obszar. Wiedzieliśmy (był ze mną inny mężczyzna), że po wyjściu spod kopuły nie odejdziemy dalej niż na 100 metrów. Jednak chęć wyrwania się była silniejsza. Wyszliśmy i zaczęliśmy uciekać. Im dalej od kopuły, tym ciężej było. W pewnym momencie zatrzymało nas. Jedyne co mogliśmy zrobić, to obrócić się i wracać w stronę kopuły. Nie chciałem tam wracać. Krzyknąłem – TO JA JESTEM SZAMANEM, to ja kreuję rzeczywistość. Mocowałem się z niewidzialnymi linami trzymającymi mnie na 100 metrach. W końcu spiąłem się, jakby od tego zależało moje życie. Jeszcze raz krzyknąłem – jestem szamanem i jestem silniejszy! Niewidzialne liny zniknęły i uciekłem.