Sen był, wydaje się, dość krótki. Śnił mi się wieżowiec, musiałem iść do mieszkania, w którym był remont. Winda!!! Znów winda. Wsiadłem, choć wsiadając już wiedziałem, że będzie jak zwykle. Czyli pojedzie nie tam, gdzie chcę, nie będą działać przyciski. Tak myślałem we śnie. I wiedziałem, że to sen. To już standard, gdy we śnie pojawia się winda, wiem, że to sen. Oczywiście wsiadłem do windy, która ruszyła zanim drzwi się zamknęły i zanim zdążyłem wcisnąć przycisk piętra. Chciałem jechać na 9, wcisnąłem przycisk który wpadł do środka, wcisnąłem 10 i to samo. Starałem się wyjąć je, ale bez skutku. Jakoś spowodowałem, że winda zaczęła jechać w dół. Trzymałem przycisk STOP i winda zaczęła zwalniać. Przy którymś piętrze kopnąłem w drzwi i wyskoczyłem w biegu windy. Znalazłem się na jakimś zebraniu. Leżał tam Władimir Putin. Umierał. Cały był w ranach, siniakach. Jego skóra broczyła krwią. Był koszmarnie opuchnięty. Resztkami sił wstał, kazał się komuś podtrzymywać, bo wydawało się, że szedł do kogoś, kto go otruł. W tym momencie sobie to uświadomił i chciał chyba coś powiedzieć temu, kto go otruł. Okropny sen.