Zmiany…

Świat nie przestaje mnie zadziwiać, choć paradoksalnie nie dziwię się już niczemu 🙂 Taki stan kwantowy. Od kilkunastu tygodni dzieje się we mnie jakaś przemiana. Dociera do mnie jakaś rzeka wiedzy, strumień zrozumienia. Wiem już dlaczego od zawsze tak kocham ciemnoniebieski kolor. Głęboki, miękki i niezwykły. Dociera do mnie i otwieram się na wiedzę (nie wiarę, na wiedzę) o tym, co mam zrobić w tym wcieleniu. Wiem, że nie zmienię niczego, co i jak robiłem do tej pory. Nie zmienię tego co w pewnym sensie robiłem podświadomie, automatycznie. To ja się zmieniłem, bo wiem dlaczego to robię. Jestem pełniejszy o kolejny, brakujący, może trafniej będzie, ukryty kawałek mnie. Ten kawałek mnie ujawnił się, zobaczyłem go i wiem do czego on służy. Jak zawsze, ten nowy kawałek pokazał kolejne zakryte, ale jak w puzzlach. Najtrudniej ułożyć bezchmurne niebo. Gdy znajdziesz cząstki krajobrazu, budowli – jest łatwiej. Ja znalazłem ten jeden puzzel, łącznik pomiędzy błękitem a horyzontem, gdzie maluje się coś. Tym czymś jest wiedza kim jestem, nie tylko tutaj, w tym wymiarze. Myślę o wiedzy kim jestem, ale tam, po drugiej stronie. Gdy umieram tutaj i wracam do domu. Uwolniłem się. Nie czekam na nic, nie oczekuję niczego. Wszystko co mam, noszę w sobie. Jestem swoją własną Medycyną. Nie oznacza to w żaden sposób – siadam i nie robię nic. Przeciwnie. Dopiero teraz wiem jak dużo jeszcze chcę zrobić, zanim uznam, że to wcielenie jest już wystarczająco pełne doświadczeń, aby móc wrócić i podzielić się tym z innymi. Radość i motyle w brzuchu z tego co zrozumiałem teraz, unoszą mnie wyżej niż kiedykolwiek, a to dopiero początek. 🙂 Wszystko zaczęło się od jednego słowa, jednej myśli, jednej czynności – od uważności wobec siebie. Uważności która uwalnia, uspokaja, uważności która rozjaśnia i otwiera umysł. Uważności która jest początkiem nieskończoności. Nie ma końca, nie ma też początku w naszym rozumieniu. Uważność trwa, choć każda chwila jest nowym początkiem. Linie zachodzą na siebie, splatają się, biegną w różnych kierunkach. Tak jak nasza Energia. Jesteśmy wszędzie, jesteśmy wszystkim, będąc jednocześnie punktem, fotonem Światła, całym Wszechświatem. Nie oczekuję, nie czekam – JA JESTEM!

Babcia i moja wizyta po tamtej stronie

Niesamowity sen. Pierwszy świadomy bez wywoływacza świadomości czyli windy. Śniła mi się moja babcia. Sam sen i okoliczności wydają mi się mniej ważne. Tak czuję. Najważniejsze było to, że wiedziałem od początku, że jestem po drugiej stronie. We śnie upewniłem się tylko pytając babci, czy faktycznie ona nie żyje. We śnie chyba było ważne to, że byłem tego świadomy, że jestem po drugiej stronie, niż to o czym z babcią rozmawiałem. Poczułem się trochę jak wtedy, gdy podczas Ceremonii umarłem i byłem po drugiej stronie. Wtedy gdy doznałem uczucia wszechwiedzy i to, że czas to ściema. Gdy teraźniejszość, przeszłość i przyszłość stały się tą samą chwilą. Wtedy też, gdy miałem już wracać do ciała Istoty z tamtej strony powiedziały, że znów zapomnę wszystko, bo mój ludzki umysł nie da rady tego zrozumieć, ale mogę zatrzymać w pamięci jedną, wybraną sytuację. Wybrałem własnie „zabawy z czasem”. Tym razem też tak było. Wydaje mi się, że o to samo pytała babcia. Powiedziałem, że chcę pamiętać, że tutaj byłem, świadomie i w pełni z własnej woli. Gdy to „powiedziałem” zacząłem cofać się w znanym tunelu wracając do ciała. Czułem się dokładnie tak samo jak wtedy. Droga powrotna jest niesamowita, w pełni doświadczam granicy pomiędzy światami. Przebudzenie jest łagodne i bardzo powolne. Dziwne uczucie, wspaniałe i trochę smutne, że wróciłem do ciała 🙂 Tak było i tym razem. Wciąż czuję te emocje, wciąż czuję „podróż powrotną”, ale nie pamiętam podróży „TAM”.

Spotkanie w zaświatach

Byłem w mojej szkole podstawowej. Jako dorosły mężczyzna. Teraz. Chodziłem po korytarzach, wspominałem. Odkryłem jakieś dziwne schody, których nie było w tym miejscu. Spotkałem innych dorosłych, którzy nie odzywali się. Patrzyli na mnie dziwnie. Powiedziałem, że w latach 80 tych schodów tutaj nie było. Nikt nie zareagował. Chodziłem, wspominałem i zdecydowałem się już wychodzić, gdy na parterze, gdzie normalnie jest wyjście na boisko szkolne, był pokój. Jakby hotelowy. Ciasna klika, z łóżkiem, szafą, biurkiem i krzesłem. Spotkałem tam niedawno zmarłą koleżanką z klasy. Była aktorką teatralną. Od zawsze o tym marzyła. Dopięła swego.

Tutaj muszę opisać sytuację z życia, bo historia o tyle dziwna, że znalazłem ją po ponad 30 latach. Od opuszczenia podstawówki, po tych ponad 30 latach widziałem się z Nią pierwszy raz. Byłem na sztuce „Szczęściarze” w Jej teatrze gdzie grała główną rolę!!! Pierwszy raz od 33 lat mogłem znów z Nią pogadać. Kumpela z ławki szkolnej. Wielka miłość w szóstej klasie. Moja pierwsza dziewczyna. Nie mogę uwierzyć. Dwa tygodnie po naszym spotkaniu Anka nagle odeszła.

 Wracając do snu. Anka opowiadała mi o teatrze, chodziła po tym pokoiku. W swoim stylu snuła te opowieści o tym co kochała. O teatrze. Delikatnie zachrypniętym głosem. Siedziałem na krześle, słuchałem. Nagle, gdy zbliżyła się do krzesła, usiadła na łóżku a ja zapytałem – Anka, co się stało? Zapytała – ale co się miało stać? Odpowiedziałem – co się stało, że Ciebie już nie ma? W tej sekundzie Anka stała się kimś innym. Jakby otępiała. Patrzyła gdzieś w przestrzeń, nie umiejąc sklecić zdania. Powiedziała coś w stylu… nie wiem, oni przyszli.. i tak …. w tym momencie urwała zdanie. Do pokoju weszli dwaj uczniowie, z wyglądu ósmoklasiści. Złapali mnie i obezwładnili mówiąc PRZESTAŃ. Szarpnąłem się, wyrwałem z uścisku jednego z nich i obudziłem się. Nie czułem, że chcą im zrobić coś złego, ale ewidentnie nie chcieli, żebym dalej pytał. Nie chcieli też, żebym w ogóle dalej był w pokoju (w szkole) z Anką. Ehhhh…

Porządki w antykwariacie

Bardzo ciekawy i dobry sen. Śnił mi się magazyn/antykwariat. Wszystko było gotowe do wyniesienia. Były obrazy, pudła, tkaniny. Cała masa rzeczy, które ktoś gromadził. Gdy umarł ja dostałem zadanie wywiezienia tego, tym bardziej, że w tym miejscu miałem rozpocząć swoją działalność (jakąś). Wszystko zgromadziłem w jednym miejscu. W kwadracie. W sensie formy ułożenia. Nic nie było przypadkowo rzucone. Jakby ogromny tetris. Czekało na kogoś, kto miał przyjechać i zabrać. W pewnym momencie pojawił się Jan Peszek z kilkoma mężczyznami. Chcieli coś kupić, przeglądali zgromadzone rzeczy. Jan Peszek powiedział, że to obrzydliwe. Nic nie kupili i wyszli. Na wewnętrznym podwórku stały jakieś meble (ale nie były z mojego magazynu). W pewnym momencie przewróciły się na kogoś i ta osoba zginęła. Zupełnie się tym nie przejąłem. Okazało się, że mój magazyn jest już pusty. Moją działalnością okazała się działalność telewizyjna. Piracka 🙂 Znalazłem sposób na włamanie do sieci UPC i na jednym z kanałów mogłem na żywo nadawać swoje programy. Mogłem też, używając tej sieci, przenosić się do domu widzów. Niezwykłe uczucie 🙂

Pingwiny, wojna i kilka żyć

Byłem uczestnikiem dziwnych działań. Teren jakiegoś ogromnego parku przyrody. Trwała wojna. Rozpoznałem kobietę, którą pobiłem/zabiłem. Okazało się, że ona nie miała zginąć. Zostałem odnaleziony przez czołg wroga, jak się później okazało – przyjaciela (!). Pocisk wybuchł tuż przy mnie i w kolejnej scenie już jestem wcielony do sił tej formacji, która strzelała. Dowódca ostrzegł tylko, żebym na przyszłość nie robił tego.

Znaczącym elementem snu była cała masa pingwinów. Zupełnie nie pamiętam co się działo – pamiętam tylko pingwiny.
Ostatnie sny są bardzo zwierzęce.

Szara chmura wyszła z mojego ciała

Sen bardzo ważny dla mnie. Śniłem o kobiecie, którą znałem przed moją śmiercią. Spotkałem się z nią na ulicy, przy jej domu. Rozmawialiśmy długo, wspominaliśmy to, co nas łączyło. Ja mówiłem, że nie noszę urazy. Ona bardzo płakała, jakby chciała wrócić do tego, co było. Na to weszła inna kobieta, z którą we śnie byłem w związku. Bardzo się zdenerwowała, że rozmawiam z tą pierwszą. Tłumaczyłem, że tylko wyjaśniam jej, że to nie ma szans się powtórzyć. Że nie chciałem jej zostawiać w smutku, ale poza dobrym słowem i rozmową nic jej nie dam. To uspokoiło tę drugą kobietę. Nagle, po tych słowach upadłem na chodnik i coś przycisnęło mnie, jakby ogromny ciężar, wycisnęło wręcz ze mnie powietrze. Po chwili zauważyłem, że wychodzi ze mnie jakby szara chmura. Bezkształtny twór, brudno-szaro-stalowy. Zrobiło mi się lekko. Podniosłem się i po prostu odszedłem za drugą kobietą.

Hotel 7 gwiazdkowy i parasol nad miastem

Niesamowite przeżycie. Piękny kompleks hotelowy. Wszystko ze szkła. Trafiłem do niewielkiego pomieszczenia,  w którym były 3 lub 4 kobiety. Jedna z nich to był „papież” ich wyznania. Starałem się przekonać, że nie robię nic złego komuś, kogo proszę o pokazanie własnych rytuałów, tradycji i wierzeń. Przez moją ciekawość. Fakt chęci poznania. Sam tego nie praktykuję, bo mierzi mnie kult czegoś, kogoś. Szacunek i oddanie czci to zupełnie coś innego. Ale nie kult (we śnie oddałem własne prawdziwe emocje i przekonania.) Niestety nie zostało to dobrze odebrane, wręcz potępione. Zostałem wyproszony. Ich „papieżyca” była na łożu śmierci. Wyszedłem więc i skierowałem się do ogromnego holu. Szukałem córki, która gdzieś się kręciła po budynku, czekając na mnie. Musiałem wejść do windy (!) i pojechać na 1 piętro, bo tam ją zobaczyłem. Z windami bez zmian. Znów myśl, że to sen, winda była tak ciasna, że ledwo się zmieściłem, i nie stała na swoim przystanku. Podłoga windy była mniej więcej na wysokości połowy mojego uda. Wsiadłem i… skończyło się, zanim się zaczęło. W windzie zamknąłem oczy, kazałem windzie po prostu pojechać na 1 piętro. Tak też się stało. Winda zrobiła się normalna, przestronna i grzecznie zatrzymała się na piętrze. Nie pamiętam, czy spotkałem się z córką. W kolejnej odsłonie byłem w moim mieście. Nad częścią starego miasta jakiś bank (!) zbudował ogromny parasol. To było niesamowite. Pamiętam, że ktoś się zachwycał, że każde przęsło konstrukcji mogło utrzymać 2 tony. Tych przęseł było całe mnóstwo. Oddanie do użytku tego parasola nad miastem uświetnił koncert Kayah. Miałem okazję ją poznać na tym koncercie, bo ktoś mnie wprowadził za kulisy.

Dziwny budynek i śmierć Putina

Sen był, wydaje się, dość krótki. Śnił mi się wieżowiec, musiałem iść do mieszkania, w którym był remont. Winda!!! Znów winda. Wsiadłem, choć wsiadając już wiedziałem, że będzie jak zwykle. Czyli pojedzie nie tam, gdzie chcę, nie będą działać przyciski. Tak myślałem we śnie. I wiedziałem, że to sen. To już standard, gdy we śnie pojawia się winda, wiem, że to sen. Oczywiście wsiadłem do windy, która ruszyła zanim drzwi się zamknęły i zanim zdążyłem wcisnąć przycisk piętra. Chciałem jechać na 9, wcisnąłem przycisk który wpadł do środka, wcisnąłem 10 i to samo. Starałem się wyjąć je, ale bez skutku. Jakoś spowodowałem, że winda zaczęła jechać w dół. Trzymałem przycisk STOP i winda zaczęła zwalniać. Przy którymś piętrze kopnąłem w drzwi i wyskoczyłem w biegu windy. Znalazłem się na jakimś zebraniu. Leżał tam Władimir Putin. Umierał. Cały był w ranach, siniakach. Jego skóra broczyła krwią. Był koszmarnie opuchnięty. Resztkami sił wstał, kazał się komuś podtrzymywać, bo wydawało się, że szedł do kogoś, kto go otruł. W tym momencie sobie to uświadomił i chciał chyba coś powiedzieć temu, kto go otruł. Okropny sen.