Znów windy. Woziły mnie w dół i do góry. Chwilę to trwało, zanim przyszła ta myśl, że to sen… Znów sen o windach. Wtedy się zaczęło. Bawiłem się tym snem. W sposób do tej pory mi nie znany. Zmieniałem wszystko. Windy (bo szukałem ich w różnych budynkach), miałem wrażenie, że nie miały świadomości, że ja wiem, że to sen. Robiły, jak zwykle, swoje: wiozły mnie na piętra, których nie ma, a ja przeszkadzałem im, zmieniając, np. drzwi windy w wejście do magazynu sklepu. Winda nagle stawała, bo nie mogła nigdzie jechać. Czułem dezorientację windy. Jakby była istotą, która myśli. Gwiazdorzyłem wręcz, mogąc kreować we śnie wszystko, bo byłem świadomy snu. Pamiętam scenę, gdy zbiegałem po schodach, bo windę zamieniłem w klatkę schodową. Otóż na górnym piętrze stały dwie kobiety. Ja zbiegałem tak szybko, jakbym przenikał przez beton i wtedy to usłyszałem takie zdanie: „Patrz! To ON!”
Miesiąc: kwiecień 2016
Koniec świata
Byłem w moim mieście. Szedł ze mną jakiś mężczyzna i moja córka. Jedna z głównych ulic. Panika wśród ludzi. Trzęsienie ziemi, dym, strach. Ta główna ulica była już tylko głębokim kanionem wypełnionym lawą. Moja córka, gdy przechodziliśmy obok banku, wpadła na pomysł wzięcia szybkiego kredytu. Skoro i tak nasza planeta się rozpada… Odpowiedziałem z uśmiechem, że to zupełnie bez sensu. To nie ma żadnego znaczenia. Po co jej pieniądze. Zacząłem się zastanawiać, czy wskoczyć do tej lawy na nogi, czy na głowę. W jakiej pozycji śmierć będzie szybsza. Gdy się tak zastanawiałem, patrzyłem na panikę ludzi. Biegali jakby w amoku. Ja byłem spokojny i zamyślony.
Popełnienie czynu zabronionego prowadzi do wyzwolenia
Bardzo dziwny sen. Szedłem ulicą w swoim mieście. Nagle podjechało do mnie auto z oficerami BOR-u. Zacząłem uciekać i strzelać do nich. Byłem jednocześnie strzelającym i kulą, a także obserwatorem lotu pocisku. Widziałem jak pocisk wbija się w ciało, widziałem krople krwi bryzgające w trakcie. Wszystko w bardzo zwolnionym tempie. Jak w filmach z ultraszybkich kamer. Potem uciekałem. Zabiłem ich wszystkich i się poddałem. Trafiłem przed sąd. Sędzią była znana mi kobieta z realnego świata. Rozmawiała z moim adwokatem (też prawdziwym) i pouczała go (!) jak ma mnie bronić. Wskazywała, co przemawia za tym, że nie ma w tym mojej winy. Wypuścili mnie, choć wciąż ciążyła na mnie możliwość pójścia do więzienia. Nie bałem się jednak. Starałem się zabezpieczyć moją rodzinę. Umówiłem się z młodszym bratem co do dostępu do konta bankowego, wystawiania faktur. Potem pojawiła się kobieta. Znam ją również z realnego świata. Powiedziała, że ona też pragnie się wyzwolić. Miała ze sobą bagietkę. W środku były długie i ostre wykałaczki. Wiedziałem co chciała zrobić. Samookaleczenie lub samobójstwo – to też czyn zabroniony. Ona chciała się wyzwolić. W następnej chwili znalazłem się na komisariacie. Próbowałem otrzymać zaświadczenie, że to, co się stało, to nie moja wina. Niestety, nie umiałem sprecyzować o co mi dokładnie chodzi. Zrezygnowałem i po prostu wyszedłem. Obudziłem się, mówiąc: „Popełnienie czynu zabronionego prowadzi do wyzwolenia.”