znowu matrix

miasto, agenci, szkoła i MY już uwolnieni. świadomi inności. umiemy latać, wszyscy są bardzo świadomi braku ograniczeń tego miejsca dla uwolnionych, choć czasami nie radzimy sobie z agentami. ciągłe uciekanie, ciągła walka. w szkołach, w pociągu, na ulicach. mnie i kogoś jeszcze złapali agenci. chcieli coś wyciągnąć z naszych umysłów. pojawiła się kobieta. załatwiła agentów wbijając im dziwne igły ze strzykawkami w serce. bardzo męczący sen…. zapiski z 4 rano po przebudzeniu. bo ja snu nie pamiętam.

matrix?

sen rodem wzięty z matrixa. agenci, moja świadomość nierealności. byłem na jakiejś barce, całej metalowej, brązowej (od rdzy??) ludzie niby zwykli. nagle rozpadał się śnieg. ogromne ilości śniegu. wziąłem szufelkę (taką od małej zmiotki domowej, czerwoną) i zacząłem wyrzucać ten śnieg do wody (oceanu) strasznie powoli to szło, śnieg był twardy i nikt mi nie chciał pomóc. barka zaczęła niebezpiecznie się zanurzać. nagle w wodzie zobaczyłem twarz agenta 🙂 Smitha z Matrixa. coś do mnie mówił a ja po prostu sypałem ten śnieg z barki do wody. woda zamieniła się w ogień i barka zniknęła. jestem z mieście, uciekam przed agentami, jest ze mną ktoś, kto mi pomaga. fruwam i fruwam 🙂 fajne uczucie. obudziłem się ale wciąż miałem wrażenie że się unoszę… znów zasypiam… jakaś szkoła, ze ściany schodzi na mnie pająk wielkości psa. budzę się gwałtownie na siedząco… zasypiam… znów matrix, latam uciekam. wszystko dzieje się w nocy… a w świecie realnym??? zbliża się pełnia księżyca… i zaczynają się dziwactwa senne :)))

dzieci i znajomi

jeden znajomy został dziadkiem. przywiózł wnuka chcąc go pokazać. trzymał go stojąc na schodach i prawie go upuścił. potem inny znajomy… ukrywa swój związek z pewną kobietą, ukrywa też że jest ojcem jej dziecka. prosi mnie o dyskrecję. odpowiadam mu, że przecież nigdy go nie zawiodłem. on na to że wie… ale chciał to usłyszeć ode mnie.

samoloty i katastrofy

baaardzo dziwny sen. okolica znajoma, łudząco przypominała jedną z dzielnic mojego miasta. rzeka, ale płynąca w drugą stronę niż w rzeczywistości. szybszy był też nurt rzeki oraz jej czystość :))) woda była jak w górskim potoku – taka czysta. nagle z nieba zaczynają spadać samoloty. łamią się uderzając o drzewa i o ziemię. ale nie ma ognia. spadają kilka metrów ode mnie. zjawia się jakaś ekipa śledcza. chce ustalić przyczyny. nagle okazuje się, że to wszystko spowodował mały chłopiec, który taśmą klejącą coś tam pozaklejał w tych samolotach. chłopiec miał ze sobą butelkę z przezroczystego, białego szkła. próbowałem (dosyć brutalnie) wyrwać mu tą butelkę. gdy mi się udało wyrzuciłem ją do rzeki. chłopczyk powiedział facetom o tym zajściu (mimo że wszystko działo się nie oczach tych ludzi od ustalenia przyczyn katastrofy). wtedy okazało się, że ta butelka to jedyny (!) dowód przeciwko temu chłopcu. skoczyliśmy (ja i chłopiec) na brzeg rzeki i weszliśmy w jej nurt. zobaczyłem butelkę, chwyciłem ją przed chłopcem i wtedy coś wielkości mojej dłoni (jakiś dziwny robak/ duży karaluch koloru żółtego) przyczepił mi się do ręki. nie ugryzł mnie ale czułem że chciał, czułem jego odnóża na przedramieniu. zrzuciłem go do wody a sam wyszedłem z butelką na brzeg.

policja, uszkodzone auto i takie tam

pourywany sen.. wchodziłem drogą asfaltową pod górkę a na szczycie stał policyjny radiowóz (nyska :))) odok był komisariat. nie wiem po co, ale wdrapałem się z wielkim wysiłkiem na ten radiowóz. potem widziałem moje auto z totalnie rozwaloną oponą z przodu (po prawej stronie) i uszkodzonym zawieszeniem z tyłu też po prawej stronie. i koniec… jadę dzisiaj zawieźć córkę do dziadków… chyba będę jechał 20 km/h… baaardzo ostrożnie.

pies

sniła mi się szkoła podstawowa. na boisko wybiegła moja córka. chciałem po nią iść ale drogę zastąpił mi duży rottweiler. już prawie przed nim uciekłem, zamykałem drzwi ale skoczył na nie i je otworzył. i potem, co dziwne złapał mnie za rękę ale nie ugryzł… wcale nie miał zębów… a moja córka spokojnie bawiła się na boisku szkolnym.

dopisek 25.10.200
przeglądałem sny…. moją uwagę zwrócił sen z 2008-02-21… tam teżbył pies który mnie nie ugryzł.. tylko złapał za LEWĄ RĘKĘ!!! tak jak tutaj. tyle że tam był szkocki collie a tu rottweiler… hmmmm

dziwny sen

śniła mi się dyrektor finansowa z firmy dla której pracuję. dała mi do podpisania umowę o pracę (teraz mam własną działalność) z pensją citukę za niską jak na obecne czasy Mowiła, że to decyzja właściciela. ale że w zamian mam ogromny bużdzet na swój dział, wsparcie specjalistów itd. zapytałem co z moim pracownikiem… a ona na to że to zły człowiek, szpieg i że wcale nie jest taki ok jak się zachowuje… nie pamiętam czy popisałem ten kwit… potem nagle zadzwonił telefon komórkowy, a w nim 3 rozmowy na raz. którejś nie chciałem odebrać. ktoś był bardzo groźny. ale nie wiem o co chodzi… koniec

przeczucia cd….

co do przeczuć na jawie… wczoraj awaria sprzętu, a właściwie oprogramowania księgowego. dosyć poważna. ani przez chwilę nie czułem strachu. wcześniej, gdy takie rzeczy się działy "chodziłem po ścianach" denerwując się i mając strach w oczach co będzie. a teraz… ot po prostu wiedziałem, że to naprawię. dzisiaj… awaria klimatyzacji i musiałem wyłączyć drugi serwer… i też jestem spokojny.. czekam na gościa od klimy i będę włączał serwer.. sprawdzę czy moje przeczucia i zagęszczenie przyszłości w jednym punkcie… mojej głowie się sprawdzi…

przykry dosyć sen

długo zastanawiałem się czy go opisać. jest dosyć wulgarny i niesmaczny. ale postanowiłem że jednak napiszę. w końcu to sen i nie do końca mam wpływ na to co mi się śni. zaczynamy.
dziedziniec szkoły (mojej szkoły średniej) mój młodszy brat rozmawia z jakimiś chłopakami. nagle przyklęka i po kolei.. no właśnie… ujmę to w ładne słowa – zadowala ich ustami. przy każdym z nich (już po wszystkim) mówiąc w jakim czasie ten ktoś skończył…jakby chciał pobić jakiś rekord.  nie wiem tez dlaczego, ale zbierał to wszystko do ręki. czułem jak jest przesiąknięty zapachem spermy. mówił też, że cytuję: "pierwszą laskę zrobiłem tacie"…  dziwny i nieprzyjemny sen. oby nigdy więcej…

pies

znów bardzo realne miejsca, ale inny świat. wiozłem komuś, gdzieś psa. owczarka niemieckiego. zatrzymałem się z nim na chwilę gdzieś po drodze, żeby pobiegał po polach. gdy wracałem do auta, wybiegł na ulicę i przejechał go inny samochód. wsiadłem do swojego i pojechałem do miasta w którym miałem komuś tego psa oddać. oczywiście nie zabrałem go z ulicy. temu mężczyźnie któremu miałem go oddać powiedziałem ze łzami w oczach, że jego pies został przejechany, ale że to nie moja wina. wybiegł na jezdnię. jedno odczucie które pamiętam to to, że zły było nieszczere z mojej strony. było mi przykro, że ten pies nie żyje, ale nie aż tak, żeby płakać. ale chciałem (w tym śnie) żeby właścicielowi nie było przykro. cel uświęca środki???