Ayahuasca – moje boje i uzdrowienie – część 4 Zabawy z czasem – Czas to ściema

Moja druga podróż z Duchami Ayi.

Jak zwykle, przyjazd we czwartek. Tym razem inna grupa. Radosna, pozytywna, niektórzy byli już trzeci raz. Bardzo, bardzo weseli ludzie. Znów to było po coś. Dwa lata temu trafiłem na dziwolągi, bo sam nim byłem. Oblepiony złem, targany emocjami, pełen żalu, roszczeń, pretensji. Tak w tej chwili odbieram tamtego człowieka (mnie przed śmiercią).

Scenariusz ten sam.

Dzień 0 – ognisko z patyczków z naszych miejsc zamieszkania. Wrzucanie zapisanych kartek w ogień. Poznawanie się z przybyszami. Kolacja, rozmowy.

Dzień 1 – spacery, rozmowy sam ze sobą, praca nad intencją. Obiad, sen, przygotowania do ceremonii.

 

Wieczór. Wchodzimy na salę. Jest 7 osób. Moja intencja jest jasna i bardzo przemyślana. Chcę znaleźć Jajo Feniksa, przebaczyć przeszłość sobie i innym. Znaleźć miłość Źródła (nauczyć się kochać siebie)

Wcześniej zapomniałem o tym napisać, ale jest także wspólna intencja, o którą Szamani dbają. To bezpieczeństwo Nas na sali Ceremonialnej. Wizualizujemy nieprzepuszczalną kopułę nad nami, Strażników Astralnych. Tylko dobro może przejść przez kopułę. Wchodzimy z bagażem swojego “zła”, ale nic więcej z zewnątrz nie ma do nas dostępu.

Pierwsza dawka Ayi. Jestem spokojny. Wiem, że jestem bezpieczny. Zaczyna się. Niby jestem świadomy co będzie. Ale ale.. pojawia się, nazwałem go “analizator”. To świadoma część mnie. Totalnie poza wpływem Ayi. Wciąż coś dogaduje, wciąż szuka “dziury w całym”. Wciąż ma pretensje do mnie, że to robię, wciąż wytyka mi błędy, wciąż podważa wszystko, co się tam dzieje. Można było dostać szału. Zaczynam ziewać. Duchy wchodzą we mnie i zabierają mnie w podróż. Mnóstwo kolorów, kąpię się w dźwiękach, wpadam w tunel i jadę nim w nieznane. Trafiam w … no w sumie nigdzie. Pojawia się cała masa… ehhh.. nazwijmy ich “Doozers”. Moje pokolenie wie, kto to :-). Nie drwię z Nich. Wprost przeciwnie. Są, jak się okazuje, bardzo potrzebni. Czuję się jak Guliwer. Leżę, widzę na sobie/w sobie całą masę istot. Coś przykręcają (mam w sobie śruby i nakrętki!!), napinają, regulują. A wredny analizator wciąż gada. Wciąż ocenia. Wciąż jest ANTY. Aż wreszcie ktoś krzyknął (ale nie była to żadna z istot – naprawiaczy):

Leż wreszcie spokojnie i daj nam pracować!!!!

Analizator się zamknął, ja zdrętwiałem. Gdy się ocknąłem – poszedłem wymiotować. I tu stała się rzecz, od której wszystko się zaczęło, lub wciąż trwało. Zabawy z czasem. Właściwie ktoś bawił się mną i czasem. Nie wiem, ile byłem w toalecie. Wydawało mi się, że dwa lata… a może dopiero tam wszedłem. Cofałem się w czasie, a może nigdy tam nie byłem, może tego drugiego razu nie ma. Widziałem łazienkę sprzed dwóch lat, nie byłem pewny, czy to przypadkiem nie jest mój pierwszy raz na Ayahuasce. A może dopiero wyszedłem z sali, a to, co było, to tylko wizja przyszłości, której nie ma. Absolutne zagubienie, ale nie strach. Niczego nie byłem pewny. Wracam na salę. Ziewam, odpływam. Duchy zabierają mnie do ogromnej jaskini. Idąc przez jaskinię, zauważam !!! MOJEGO PRZEWODNIKA. Siedział jakby o poziom wyżej. Nasz wzrok się spotkał, jakby delikatnie kiwnął głową. Wcale nie chciałem do niego iść. Zrobiło mi się raźniej, gdy wiedziałem, że On tam jest. Niestety, analizator też wlazł tam ze mną. Nie umiałem go uciszyć. Moja głowa była pełna myśli o mojej intencji, o Feniksie, ale w każdą myśl wkradał się analizator. Duchy to chyba zauważyły, bo nagle pojawił się mój Przewodnik. Zapytał, skoro tak bardzo ta część mnie jest świadoma i ustawiona anty, a ja nie umiem tego zmienić, to skąd będę wiedział, czy znalazłem Jajo Feniksa, czy to, co znajdę, jest prawdziwe. Zaskoczyła mnie moja odpowiedź. Bo była natychmiastowa i kategoryczna. Powiedziałem, że jedyną istotą, która mnie kocha bezgranicznie, jest moja córka. Niech ona zdecyduje, co dalej. I pojawiła się moja córka. Zeszła w dół pieczary, jakby ścieżką w stronę czerwonego światła. Lawy z wulkanu. Analizator zamilkł, Istoty i Przewodnik stały obok mnie. Córka wróciła i wskazała na moje serce. Powiedziała – tato, tutaj jest Twoje Jajo Feniksa. Pokazała palcem, a moja klatka piersiowa otworzyła się (podobnie jak w wizji podczas podróży z bębnem, z robakami i popiołem wylatującym ze mnie). Tyle, że teraz wyjęła mi serce, które zmieniło się w rozpaloną do czerwoności skałę w kształcie piłki do rugby. Pomyślałem – znalazłem mojego Feniksa, znalazłem jajo.

 

To były moje ponowne narodziny. Tego wieczoru zmieniło się wszystko. Ale to musiało się stać, żebym mógł umrzeć podczas drugiego dnia i zapamiętać to, o czym napiszę.

 

Tutaj nastąpił najdziwniejszy moment. Otóż otworzyłem oczy i byłem ABSOLUTNIE świadomy. Jakbym nic nie zażył. Była godzina 22:15, może 22:20. Pierwsza Ceremonia trwa do około 23:30, 24:00. A ja byłem trzeźwo myślącym człowiekiem. Do przerwy po prostu leżałem i patrzyłem na innych. Przerwa nastąpiła około 24. Ale ja byłem szczęśliwy. Moja intencja była trafiona. Duchy odeszły. Jak się okazało później, tylko na chwilę. Bo po drugiej dawce Ayi, trafiłem z ich pomocą na statek kosmiczny, który jest na orbicie. Zamknę tutaj opowieść w sumie bardzo szybko. Drugą ceremonię tej nocy zdominowały tylko dwie rzeczy. Wymiotowałem przed podróżą na statek. Ale tym razem bez zabaw z czasem. I wizyta na statku obcych. Byłem… tyle wiem. Nie było mi dane zapamiętać niczego, prócz tego, że takiego statku i takiej formy technologii nie widziałem w żadnych filmie S-F. Pamiętam, że gdy rośliny przestawały działać, zamykały się grodzie na statku, niejako wypędzając mnie w stronę wyjścia. Obcy mówili, że nie mogą pozwolić mi zapamiętać tego, co widziałem w całości. Pamiętam maszynę do leczenia, naświetlali chorego. Pamiętam, że oni są również śmiertelni jak my, ale z większością chorób radzą sobie właśnie tą maszyną. Na statku nie było pokładów, nie było korytarzy. Wszytko było jakby w jednej hali. Dostęp w głąb statku mieli tylko oni oraz ja, gdy byłem w transie. Potem kolejne części oddzielały ściany ze światła. Gdy doszedłem do siebie – była 6 rano. To kolejna dla mnie ciekawa sprawa. Pierwsza sesja – krótka, około 2 godzin i byłem w pełni świadomy. Druga sesja trwała około 6 godzin i nie mogłem  powiedzieć, że jestem całkowicie świadomy po przebudzeniu rano. Duchy roślin są bardzo nieprzewidywalne.

 

c.d.n.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *