Sen był, wydaje się, dość krótki. Śnił mi się wieżowiec, musiałem iść do mieszkania, w którym był remont. Winda!!! Znów winda. Wsiadłem, choć wsiadając już wiedziałem, że będzie jak zwykle. Czyli pojedzie nie tam, gdzie chcę, nie będą działać przyciski. Tak myślałem we śnie. I wiedziałem, że to sen. To już standard, gdy we śnie pojawia się winda, wiem, że to sen. Oczywiście wsiadłem do windy, która ruszyła zanim drzwi się zamknęły i zanim zdążyłem wcisnąć przycisk piętra. Chciałem jechać na 9, wcisnąłem przycisk który wpadł do środka, wcisnąłem 10 i to samo. Starałem się wyjąć je, ale bez skutku. Jakoś spowodowałem, że winda zaczęła jechać w dół. Trzymałem przycisk STOP i winda zaczęła zwalniać. Przy którymś piętrze kopnąłem w drzwi i wyskoczyłem w biegu windy. Znalazłem się na jakimś zebraniu. Leżał tam Władimir Putin. Umierał. Cały był w ranach, siniakach. Jego skóra broczyła krwią. Był koszmarnie opuchnięty. Resztkami sił wstał, kazał się komuś podtrzymywać, bo wydawało się, że szedł do kogoś, kto go otruł. W tym momencie sobie to uświadomił i chciał chyba coś powiedzieć temu, kto go otruł. Okropny sen.
Miesiąc: październik 2015
To chyba ostatni odcinek… Ostatnia taka wyprawa do Londynu
Londyn – już nie ten sam.
Byłem i zrozumiałem, że już nie muszę.
Czym był dla mnie Londyn? Odskocznią, resetem mózgu, ucieczką od tego co tu i teraz. Nie bywałem na wakacjach jak każdy (lub prawie każdy). Od 2009 roku, kilka razy w roku, to Londyn był dla mnie urlopem. Cztery, czasami pięć dni ostrej balangi. Tam nie ma żadnego problemu ze zdobyciem czegoś, co pozwala zapomnieć i totalnie zmienić świadomość. Tak było do teraz. Zaczęło się jak zwykle, choć po raz pierwszy nie cieszyłem się z tego wyjazdu tak jak kiedyś. Myślę sobie.. oho… pierwsza “dziwna” reakcja. Lecę. Właściwie jadę. Pociągiem z Brukseli. Miałem parę spraw w Niemczech, a szybkim pociągiem w życiu nie jechałem. Postanowione – ahoj przygodo!
Przyjechałem o 20:00 na King’s Cross. Jest piątek. Dwie godziny jazdy 300km/h i oto jestem. Mój Londyn. Praktycznie od razu zaczęły się wspomagacze nastroju. I tak do niedzieli po południu. W tzw. przebłyskach świadomości płynęły, co dziwne, poukładane myśli. Ciało wołało STOP, umysł, lub właściwie szczątki wołały “ale jak to stop?”
Myśli dotyczyły właśnie TU I TERAZ. Tego, co się dzieje, tego, czy i komu to teraz potrzebne. Sny, wciąż te sny o procesie naprawiania mnie. Po 45 godzinach bez snu jakoś się złożyło i zasnąłem. Na raptem 3 godziny. Bardzo ciężki okres nastał dla mnie. Po raz pierwszy tak silnie odczuwałem schodzenie tego czegoś z organizmu. To było jak koszmar. Wyglądałem jak zombie. Duchowo jednak czułem się silny. Więcej… czułem, że to, co się stało, również miało swój sens. To, jak bardzo się sponiewierałem właśnie po to, by odkryć, że nie muszę już uciekać. Nie muszę niczego resetować. Nie muszę niczego brać. Moje ustawienia są optymalne, chciałoby się powiedzieć. Po raz pierwszy, mimo że mogłem jeszcze dużo, bo był spory zapas – nie “degustowałem” specyfików, bo nie czułem potrzeby. Dla mnie to już zamknięty rozdział.
Co dało mi to wszystko? Dało mi pewność tego, kim jestem, gdzie jestem. Dało mi gwarancję, że moje narodziny, że mój Feniks to nie było tylko majaczenie po wywarze z jakichś nieznanych roślin. Ayahuasca dała mi możliwość spojrzenia w wymiary, które ciężko dostrzec. Pokazała drzwi, które chciałem otworzyć. Drzwi, przez które przeszedłem i zamknąłem za sobą z hukiem.
Minęło już ponad pół roku od ostatniej ceremonii, a ja wciąż czuję jej siłę. Mogę powiedzieć, że nie znam już tamtego świata, nie pamiętam świata przed śmiercią. Inaczej. Jak każdy z nas – nie pamiętam świata przed narodzinami.
Czy wrócę do Londynu? Oczywiście, że TAK! Ale to będzie powrót po zupełnie coś innego.
Teraz czuję, teraz wiem, że poszukiwania odmiennych stanów świadomości, w moim przypadku, zatrzymają się na Ayahuasce i Twardej Ścieżce szeroko rozumianej.
Czemu o tym wszystkim piszę? Bo mam z tego ogromną frajdę, że ktoś może znajdzie podobieństwo do skrawka siebie i będzie mi współczuł :-))) ALE ALE !!!! Stop!!! Poszukajcie prawdziwego znaczenia słowa WSPÓŁCZUCIE 🙂
4 sny o uczuciach i porządkach
Krótki wstęp, bo to są sny z jednej nocy. Dokładnie w tej kolejności. Śniłem to podczas pobytu w Londynie, parę dni temu. Po co ten Londyn i co się tam wydarzyło, opiszę osobno. Dla mnie to ma ogromne powiązanie ze zmianami w moim postrzeganiu świata po 23 marca 2015. Nie bardzo jeszcze rozumiem te sny, ale cały wyjazd był zupełnie inny w odczuciach niż wszystkie poprzednie od 2010 roku.
Sen 1.
O przyjęciu do rodziny cygańskiej. Piękny, wzruszający. Był jeden cygan, który bardzo tego nie chciał, wciąż mnie szkalował, robił wszystko, żebym wyszedł na złego człowieka. Na szczęście król tej rodziny, czy właściwie całej tej grupy, postawił na swoim i w niesamowitej ceremonii nadał mi jakiś tytuł, który nie czynił mnie Romem, ale nadawał rangę i nakazywał najwyższy szacunek dla mnie.
Sen 2.
Drugi, o dziewczynie która przyszła do szpitala rodzić. Nie chciała rodzić naturalnie, lekarz kazał jej zostać w szpitalu na obserwacji. Bardzo chciała pozbyć się tej ciąży. W pewnym momencie rzuciła hasło skrobanki. Potem się wycofała, mówiąc, że miała na myśli cesarskie cięcie. Zdawała się mieć ADHD. Przez cały czas interesowała się cenami biżuterii jakiejś firmy. Jej chłopak próbował odnaleźć dystrybutora. Ja jej tłumaczyłem, że ceny, które odnajdzie, nie muszą być tymi, których szuka. Bo kto inny jest dystrybutorem, a kto inny jest importerem. Ceny na biżuterię mogą być więc niższe jeszcze bardziej u importera niż dystrybutora.
Sen 3.
Akela (moja nieżyjąca suczka) – byłem z nią w jakiejś wiosce, Akela wykopała sobie głęboki dół, który uporządkowała, przykryła równo przyciętymi gałęziami (jak grób, podczas warsztatów Twardej Ścieżki), na to sypała znów ziemię. Potem się położyła w tej ziemi i patrzyła na mnie, jak to miała w zwyczaju.
Sen 4.
Traktor kosił coś na łące. Kwadratowej, zamkniętej ogrodzeniem przestrzeni. Były tam jakieś rury. Traktor coś zniszczył i ja to odkryłem. Zadzwoniłem po kogoś, albo sam to naprawiłem. Wszystkie rury były w porządku.