dzisiaj było okropnie. strasznie biłem batem moją suczkę. nie wiem dlaczego ale strasznie byłem zły i na niej się wyżywałem. biłem ją batem po głowie i pysku…. dramat… do tej pory mam moralniaka mimo, że to tylko sen. a potem pojawił się facet… koło 50 lat. jako że w realnym świecie mam problem z durnym sąsiadem donosicielem (zmieniam dach i miałem już policję, inspekcję pracy i nadzór budowlany) krzyczałem do gościa, żeby się odwalił, nie wtrącał i takie tam.. a potem go przepędziłem…. obudziłem się bardzo zmęczony…
Kategoria: Zapiski snów
spiewająco
snił mi się Kazik Staszewski (KULT) jakaś impreza u mnie w domu (znów dom rodzinny) był z jakimś kolegą. bawili się w pociąg z dziećmi, Kazik śpiewał. potem ten kolega opowiadał o swoim związku.. chyba niezbyt udanym…
siłacz
krótki i dziwny sen. śnił mi się "mój" weterynarz. byliśmy w jakimś lesie, stał tam pociąg z wagonami – platformami. weterynarz chwycił drzewo (całe!!!) w dwa palce (kciuk i wskazujący) i po prostu położył drzewo na platformie. w lesie było cudownie zielono, słonecznie i bardzo cicho…
sam o wszystkim decyduję
znów mój rodzinny dom. wyjąłem ze skrzynki jakieś kwity ale wiedziałem, że są złe (!?!), że gdy podpiszę od czegoś się uzależnię na zawsze. wyrzuciłem je do smietnika. nagle znów się pojawiły w skrzynce. znów je wyjąłem i poszedłem dalej od domu je wyrzucić. ludzie dziwnie się patrzyli na mnie jakby wiedzieli co zamierzam. pojawił się kolega który w realnym świecie jest doradcą finansowym. przekonywał mnie abym podpisał jakieś papiery (te same które wyrzucałem do śmieci). za chwilę pojawił się tłum ludzi krzycząc, że przecież to normalne, że wszyscy to podpisują i prawie na siłę chcieli żebym to zrobił. zauważyłem patrol policji. zatrzymałem ich i poprosiłem o pomoc. na co ten kolega zaczął tłumaczyć im że to są właśnie te papiery i nic tu nie ma złego. policjanci stwierdzili, że oni też to podpisali i nie widzą w nagabywaniu przestępstwa. krzyczałem, żeby dali mi spokój, że nic nie podpiszę i koniec. krzyknąłem że NIE I KONIEC i wtedy sen się skończył.
winda
dwa zdania wprowadzenia. dawno temu miałem przez bity miesiąc, noc w noc, sny o tym, że jeżdzę windami i nie mogę wysiąść ani dojechać na właściwe piętro. po tych snach przez 2 lata bałem się wejść do windy (choć i w tej chwili zawsze mam pietra gdy muszę wejść do windy). tyle wstępu. a oto sen
jechałem windą na wybrane piętro. oczywiście winda się nie zatrzymała na wskazanym piętrze tylko jechała coraz szybciej. wtedy pomyślałem sobie autentycznie znudzonym głosem… rany…. znowu te głupie sny o windach… i sen się skończył natychmiast… hehehe, prawie świadome śnienie….
znowu medycyna
tym razem już sny dzisiejsze.
mój rodzinny dom. moja córka zjadła jakieś czerwone tabletki (były jeszcze żółte ale mówiła że ich nie jadła). te czerwone były na gorączkę. zjadła ich dużo. była bardzo senna, przepływała przez ręce. było coraz gorzej a ja nie mogłem dodzwonić się do żadnego lekarza.
inny wymiar
las. nagle polana, jakiś drewniany dom. ja i jakaś kobieta. szukamy kogoś. niestety bez rezultatu. nagle w myślach słyszę – tu jestem a miska leżąca na ziemi unosi się i leci w kierunku kopca ziemi. kopiemy i odkopujemy starego człowieka. wygląda jakby nie żył, ja jednak wiem że żyje. wyciągam go z dołu i kładę obok. zaczyna oddychać a my odchodzimy. potem jednak znów go szukam. trafiam już sam do lasu. przed sobą widzę jakieś istotyze światła (z wyglądu Beduini z maczetam). idą w moim kierunku. klękam, zakładam ręce na kark i zamykam oczy żeby im pokazać, że nie mam złych zamiarów. zabierają mnie do swojego wymiaru (przejście przez ścianę światła choć wciąż to jest w lesie). tam jest jakiś chłopiec i ten stary człowiek którego szukałem. człowiek płonie, cały jest w ogniu. krzyczy. kazałem mu zamknąć oczy i nie stawiać oporu. w tej sekundzie puścili go i opatrzyli rany. chłopiec uczył się japońskiego, albo uczył tego starego człowieka, nie jestem pewny. nagle w oddali lasu światło, przejście między wymiarami się otworzyło. pytam chłopca czy to oni wracają. TAK odpowiedział chłopiec. znowu uklęknąłem, założyłem ręce na kark i zamknąłem oczy. przez przejście przybył jeden obcy. podszedł do mnie… i niestety obudziłem się. ten sen był około 3 tygodni temu. brak czasu nie pozwolił mi go dodać do bloga.
sen…
a właściwie nie sen tylko spełnienie. sen o szwagrze… wczoraj spotkałem Szymona, syna owego szwagra. po 14 albo 15 latach niewidzenia się z nim… zaczepił mnie w castoramie. szok!!!
eksplozja
spotkałem (w realnym życiu także) mojego przyjaciela z dzieciństwa po 12 latach niewidzenia się z nim. spotkaliśmy się na naszej starej dzielnicy celem spożycia napojów 🙂 i zrobienia imprezy w starym dobrym stylu (punk’s not dead) :))) siedzimy sobie i ustalamy plan działania aż tu nagle wybuch rozerwał róg kamiennicy. my w panice uciekliśmy z miejsca afery tłumacząc, że pomimo iż to nie my, policja na pewno nam nie uwierzy (nasz wygląd, irokezy, ćwieki itd) wystawiał nas na pierwszy plan. uciekliśmy parę ulic dalej. kolega poszedł do sklepu w którym pracowała jego panna. była prześliczna. powiedział jej że idzie na imprezę ze mną i wyszliśmy ze sklepu. nagle ja przypomniałem sobie że w miejscu gdzie był wybuch została szklanka z wodą(HIC!) i list napisany naszym dziecinnym pismem. wróciliśmy taksówką na miejsce i rzeczywiście szklanka i list były na miejscu. chociaż list już prawie czytał jakiś menel który go znalazł. zabrałem szklankę i list….. i się obudziłem
szwagier
ten sen był zaraz po tym jak położyłem się drugi raz tej nocy. spotkałem mojego kuzyna (przyszywanego 🙂 syn szwagra mojego wujka, czyli brat żony… ufff… generalnie zawsze było że Szymon to kuzyn i już. spotkałem też ciocię Basię (na żywo nie widziałem ich może 15 lat). rzeczony szwagier nie żyje już od długiego czasu. zginął w wypadku. mieszkał sam w niemczech po rozstaniu z ciocią. we śnie ktoś bardzo źle mówił o szwagrze. zaprotestowałem. mówiłem że miekszał w niemczech, że tęsknił za nimi ale życie nie zawsze jest takie jakiego byśmy oczekiwali. koniec