Byłem w pawilonie z szympansami i/lub gorylami. W pewnym momencie wyjąłem białą czaszkę jakiegoś zwierzęcia. Nie była to czaszka naczelnego. Małpy wpadły w panikę/szał. Ja zresztą też, ale to był strach przed małpami. Biegały po całym terenie krzycząc przeraźliwie. Chciałem się wydostać. Wszędzie były tylko szyby pawilonu. Dach pokryty był metalową siatką. Próbowałem znaleźć jakieś wyjście. Chwilę to trwało, podskoczyłem i siatka delikatnie odpuściła. Zrobiłem się dziwnie płaski, początkowo zmieściłem tylko dłoń, a potem przeszedłem cały, mimo, że odległość pomiędzy siatką a dachem nie zmieniła się. Znalazłem się poza pawilonem z przerażonymi naczelnymi.
Tag: strach
Pająk w palcu środkowym
Niezwykły i dość nieprzyjemny sen, choć dobrze się skończył. Rozmawiałem z kimś i po prostu dotknąłem prawą ręką lewej. Na środkowym palcu miałem kilka nitek pajęczyny. Zacząłem ją zdejmować i w tej chwili wyczułem dziwne coś. Nie strup, bo to było w kolorze skóry, było dość miękkie, ale jednak obce. Umiejscowione w głównym stawie środkowego palca u lewej ręki po lewej stronie tego stawu. Zeskrobałem to i zobaczyłem dziurę. Czarną w środku z wystającymi ostrymi odnóżami PAJĄKA. Końcówki tych odnóży były ostre i białe. Wpadłem w panikę. Nie miałem pojęcia jak go wyjąć. Spryskałem go wodą, ruszał się ale nie wyszedł. Potem znalazłem jakiś żel z alkoholem. Wylałem od razu całą butelkę na palec i do tej dziury w moim stawie. Pająk wyskoczył jak z procy i zaczął uciekać na ścianę. Nie zabiłem go, zostawiłem w spokoju.
Głodne niedźwiedzie
Śniły mi się niedźwiedzie. Mnóstwo. Małe i duże. Były agresywne, obudziły się ze snu zimowego. Siały popłoch w wiosce w której byłem. Krótki i dość dziwny sen.
Węgry i ciągły terror
Bardzo nieprzyjemny sen. Byłem uczestnikiem, ale właściwie tylko umysłem. Widziałem wszystko oczami kogoś, kto był tam naprawdę. Węgry, jakiś dziwny czas. Wszędzie policja, inwigilacja. Grupka znajomych (w tym ta osoba, której oczami patrzyłem) ukrywali się w pustostanach, w piwnicach, czasami wręcz pod ziemią, w jakichś tunelach. Ciągły strach, ciągła ucieczka. Jakby był zakaz przemieszczania się. W pewnym momencie wszyscy byli w pokoju hotelowym. Totalna cisza. Jedna z par kochała się na krześle w rogu pokoju, inni czytali, ktoś był w łazience. Nikogo taki stan nie dziwił. Wszystko odbywało się w totalnej ciszy. Nagle pukanie do drzwi. W oczach wszystkich panika. Kobieta która kochała się ze swoim partnerem stanęła naga na środku pokoju, zaczęła się nerwowo wycierać ręcznikiem, z łazienki wyskoczył mężczyzna w dziwnym makijażu/charakteryzacji. Jakby miał iść na jakiś bal przebierańców. Wszyscy mieli przerażone oczy. On też gorączkowo zaczął zmywać makijaż. I tak cisza. Nie padło ani jedno słowo. Ani jeden dźwięk. Znów pukanie. Wszyscy wiedzą, że to policja/wojsko. Ci którzy rządzą, inwigilują. Terroryzują. Gdy wszystko wyglądało na „normalność” – ja, czyli osoba której oczami patrzyłem, otworzyłem/-łam drzwi. Nikogo już tam nie było. Korytarz był pusty. Cały sen był przeplatany miejscami, sytuacjami pełnymi strachu i chęci ukrycia się. Jednak scena w pokoju hotelowym była wiodącą.
Szerszenie
Sen był długi, jednak niewiele z jego początku pamiętam. Najwyraźniej końcówka snu. Sporo ludzi na poddaszu i szerszenie. Pełno szerszeni. Panika, odganianie ich, machanie rękami. Był jeden starszy człowiek który mówił – ale to tylko szerszenie, nic Wam nie zrobią. Ja na to – ale one są wielkości palca. On na to – nawet gdyby były wielkości słonia, skoro nic Ci nie zrobią to w czym problem. I strach przestał istnieć.
Wyproszenie emocji/zachowań?
Bardzo dziwny sen. Zazwyczaj schodzę w dół swojej świadomości, czyli piwnice. Tym razem byłem w domu, ale niezwykłym, i wchodziłem na najwyższe piętro. Dom był podobny do pałacu Mullera z Ziemii Obiecanej. Ogromny, czysty, poukładany, pełen przepychu, choć nie tandety i efekciarstwa. Widziałem przez okno, że pomostem (!?) na najwyższe piętro zbliża się grupka nastolatków. Wiedziałem, że święci się coś złego. Weszli do jednego z pokoi i urządzili sobie imprezę. Zdenerwowałem się, poszedłem na górę. Otworzyłem pokój i zażądałem, bardzo stanowczo, opuszczenia mojego domu. Palili papierosy, chyba był jakiś alkohol. Nastolatków było 5 lub 6. Chłopcy i dziewczęta. Jeden z nich, najbardziej arogancki z ironicznym uśmieszkiem tylko patrzył na mnie jakby chcąc powiedzieć. Nas jest sześcioro, Ty tylko jeden. Co Ty możesz… Na jego nieme pytanie odpaliłem – zadzwoniłem po ekipę, już tu jedzie, nie radzę z nimi zaczynać. Im jest wszystko jedno, czy zabiją Was tutaj, czy będą gonić i dobiją. Tak naprawdę nikogo nie wzywałem. Poza próbą zadzwonienia do ojca, ale chyba nie odebrał. Generalnie to był blef. Na tyle skuteczny, że grupka zmiękła i wyszła. Odprowadzałem ich przez ogromny park, już na spokojnie tłumacząc, że bez zaproszenia nie mieli prawa wchodzić do mojego domu. Powiedziałem im, żeby nigdy więcej tego nie robili. Jeden z nich, chłopak, o kręconych włosach, trochę jakby mulat, płakał. Było mu przykro, wydawało mi się, że właśnie z powodu wstydu z tego co zrobił. Ogólnie, cała grupa była już bardzo grzeczna. Doszliśmy do bramek, takich mini szlabanów, jak przy wchodzeniu do metra. Tyle, że nie były obrotowe a właśnie typowe, jak to szlaban. Po drugiej stronie trwało normalne życie, bramek od drugiej strony pilnowali policjanci w czarnych mundurach (coś jak policja USA z lat ’20, XX wieku). Grupka wyszła, choć widziałem, że bardzo nie chcieli. Poczułem się bezpiecznie gdy szlabany opadły.