Ten sen, to jakby kontynuacja tego z czerwonym autem. Tam, akcja działa się głównie na moście, gdzie stałem z tym zepsutym sportowym autem. Byłem w mieszkaniu, z którego mogłem wyjść do jeziora. Tam pływał biały łabędź i kaczka. Rzuciłem kromkę chleba łabędziowi. Jakby niechętnie dziobnął, odpłynął. Wtedy w stronę kromki zaczęła płynąć kaczka. Wtedy łabędź natychmiast ruszył z impetem i zabrał kromkę chleba.
Tag: woda
Babcia, dziadek i trampolina
Byłem na działce, którą za życia uprawiali moi dziadkowie. Znalazłem tam zeszyt zapisany przez dziadka. Było to bardzo dziwne pismo, ogromna ilość błędów ortograficznych. Jakby zapisany stylem pisania dziecka. Potem było mieszkanie dziadków. Ktoś tam był, miałem obiecane, że mogę tam przez chwilę mieszkać, ale zostałem oszukany. Moje rzeczy wystawiono na zewnątrz. Poszedłem na podwórko zabrać swoje rzeczy także z auta. Najdziwniejszy był jednak koniec snu. Pojawiła się moja córka. Byliśmy na basenie. Córka skakała do wody z trampoliny. Ja też się odważyłem. Była niska, ale i tak uczucie spadania było wyczuwalne. Potem mała skoczyła z ogromnej trampoliny. Miała chyba ze 20 metrów. Ja też wszedłem na nią. Patrzyłem w dół jak córka już sobie pływa. Bardzo się bałem. W końcu gdy chciałem skoczyć, trampolina się przechyliła i poleciałem w dół razem z konstrukcją. Gdy dolatywałem do powierzchni wody obraz pociemniał. Jakby ktoś zgasił powoli światło.
Topielec płynący pod prąd
Oglądałem z okna zawody wędkarskie. Padał deszcz. Położyłem się spać, a gdy rano wstałem – zobaczyłem w małych pontonach śpiących, pijanych wędkarzy. Nagle zauważyłem płynące pod prąd, twarzą w stronę dna rzeki, zwłoki człowieka. Zaniepokoiłem się. Zastanawiałem się, czy zadzwonić na policję, czy może ktoś już to zrobił. Postanowiłem jednak zadzwonić. Długo czekałem na odebranie telefonu. Wciąż obserwowałem płynące w górę rzeki zwłoki. Odebrał dyżurny, potwierdzał mój telefon i lokalizację, a potem uruchomił zdalnie, w moim telefonie, jakąś aplikację. W dolnym prawym rogu telefonu zauważyłem pomarańczowo-czerwoną mandalę (!!!!), która była owym lokalizatorem. Gdy zacząłem mu mówić o zdarzeniu – „zwłoki” zaczęły się ruszać. Po chwili, gdy swobodnie dopłynęły do brzegu, topielec wyszedł i skierował się w stronę opuszczonej fabryki. Zbaraniałem. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć w tej sytuacji policjantowi.