Nowa znajomość z Bębnem (starym) i jedność z roślinami ozdobnymi.

Dzisiejsza Podróż była jak zwykle wyjątkowa. Bardzo ciekawa, bo zaczęła się gdy były inne osoby. Interakcje, rozmowy i sposoby postrzegania w dwóch wymiarach jednocześnie niosą wiele niespodzianek. To było absolutnie piękne i nieznane mi odczucie. Gdy zostałem sam zawołał mnie mój Bęben. Choć jest ze mną codziennie, to długi czas nie było nam po drodze. Dzisiaj stało się inaczej. Dźwięki i wibracje połączyły mnie z Bębnem. Obrazy zaskoczyły. Zobaczyłem mieszki włosowe w strukturze skóry Zwierzęcia, które zostało użyte do wykonania Bębna. Widziałem sierść tego Zwierzęcia. Widziałem jak rosła, wiem w którym kierunku była gładka, w którym kierunku gładziłem „pod włos”. Mój Bęben stał się włochaty. Widziałem żyły i mięśnie, z każdym uderzeniem pałki, z każdym dotykiem moich palców skóra stawała się żywa. To było zachwycające. Czułem dotyk sierści, czułem tętno Zwierzęcia. Odkryłem mój Bęben na nowo. Wciąż to widzę, wciąż mnie zachwyca jedność ze Zwierzęciem, którego życie poświęcono na mój Bęben. Etapów podróży było wiele, skupię się jednak jeszcze na jednym. Na kontakcie i wymianie myśli z roślinami w pomieszczeniu. To zwykłe doniczkowe rośliny ozdobne. Bez kwiatów. Po prostu rośliny ozdobne jakich wiele. Jedna z nich bardzo nie lubi kontaktu fizycznego, „widziałem to”, poczułem w chwili gdy moje czoło zetknęło się z liśćmi. Pozostałe nie wykazywały „odrazy”, ale też nie łaknęły dłuższego kontaktu. Jednak z jedną z nich, nie znam nazwy, nawiązałem więź. Roślina oplotła mnie, czułem jakby dotyk dłoni. Łodygi i liście oplotły mnie wtulając się we włosy, skórę. Gładziły twarz. Czułem się jak w objęciach innej istoty. Widziałem wnętrze rośliny, system rozprowadzania wody w łodygach i liściach. Zakamarki i tunele, wszystko żyło i płynęło. Miałem także „rozmowę”. Roślina poprosiła mnie o zmianę pewnego postanowienia, w związku z inną rośliną 😀 Tak, miałem zamiar wyciąć w swoim ogrodzie ogromny krzak róży. Nie powinno go być w tym miejscu gdzie się znalazł. Jednak „prośba” była tak gwałtowna, tak szczera i tak naturalna… dotarło do mnie, że nie ma żadnego powodu, żadnego sensu, żeby uśmiercić różę. Wystarczy ją przyciąć, dopasować do otoczenia i pozwolić rosnąć. Niezwykłe doznanie jedności z rośliną, niezwykłe odczucie więzi dwóch, teoretycznie nieznających się roślin. Jedna gdzieś daleko w ogrodzie, na powietrzu. Druga, od zawsze w pomieszczeniu, w doniczce. Była także cała masa przemyśleń, zaskoczeń (choćby EGO, w moim słowniku to Analizator). Pojawiał się czasami ze swoimi docinkami, wytrącało mnie to trochę z podróży. Jednak wiem, że jego siła z dawnych 100% jest na poziomie 0.0001%. Łatwo mogę nim manipulować i wystarczy chwila skupienia, żeby pozbyć się go na długi czas. Właściwie nawet nie pozbyć, bo Analizator jest częścią mnie. To bardziej przypomina wywołanie stanu dezorientacji Analizatora. W pewnym momencie rozbawiła mnie scena, gdy przechodziłem obok siedzącego w kucki Analizatora, totalnie nie wiedział co się dzieje. Zrobiło mi się go trochę żal, ale nie zatrzymałem się ani nie odezwałem do Niego. Zostawiłem go samego, bez możliwości odezwania się do mnie. To była niezwykła podróż, wszystko było nowe, wciągające, pouczające i piękne w przekazie.

Pingwiny, wojna i kilka żyć

Byłem uczestnikiem dziwnych działań. Teren jakiegoś ogromnego parku przyrody. Trwała wojna. Rozpoznałem kobietę, którą pobiłem/zabiłem. Okazało się, że ona nie miała zginąć. Zostałem odnaleziony przez czołg wroga, jak się później okazało – przyjaciela (!). Pocisk wybuchł tuż przy mnie i w kolejnej scenie już jestem wcielony do sił tej formacji, która strzelała. Dowódca ostrzegł tylko, żebym na przyszłość nie robił tego.

Znaczącym elementem snu była cała masa pingwinów. Zupełnie nie pamiętam co się działo – pamiętam tylko pingwiny.
Ostatnie sny są bardzo zwierzęce.

Słonie i lwy

Byłem w lesie. Skarpa, drzewa. Nad nami pojawiło się stado słoni. Chciały zejść na dół, ale obawiały się, że spadną. Odeszły i pojawiły się lwy. Też w stadzie. Lwy nie miały problemów z zejściem do nas. Czułem ogromny strach, ale – jak to zwykle bywa z dzikimi zwierzętami w moich snach – lwy nic złego nam nie zrobiły.

Piszę NAM, ale nie wiem, kto był ze mną. Po prostu grupa ludzi.

Czwórka złych

Byłem w domu. Chyba na kogoś czekałem. Dzwonek, otwieram. Widzę młodego Murzyna, który coś bełkocze i chowa się za rogiem ściany. Zamykam drzwi i idę do drugiego pokoju zobaczyć, kto jest na podwórku. Były cztery osoby (eh, te czwórki powtarzające się w moich snach). Było więc 3 mężczyzn (jeden czarny) i jedna kobieta. Wyszedłem na podwórko drzwiami tarasowymi i zacząłem krzyczeć na nich, że to skandal, co oni robią. Zakradają się, chowają. Mają być widoczni. Młodzi mężczyźni byli raczej ulegli, choć „cwaniakowali” słownie. Dziewczyna zaś, była koszmarna. Arogancja, bezczelna. Stwierdziła, że źle traktuję psa, który biegał po podwórku. Że ona się nim zajmie lepiej. Kazałem im się wynosić. Użyłem do tego słów nieparlamentarnych. To kolejna ciekawa rzecz. Na co dzień, owszem, zdarza się zakląć, ale to nie jest „zamiast” słów, a raczej dla wyrzucenia emocji w danej chwili. Ostatnio w snach, gdy kogoś przepędzam robię się wręcz ordynarny. Tak było i tym razem. Wyszli poza teren posesji. Wróciłem do domu, gdy zobaczyłem znów tę dziewuchę na podwórku. Chciała mi zapłacić za psa. Kategorycznie odmówiłem. Wyrzuciłem ją znów. Weszła trzeci raz bardziej zdecydowanie. Byłem zdenerwowany, ale wciąż bardzo stanowczy. Kazałem jej wyjść z mojego terenu. Opuściła podwórko, grożąc, że w niedzielę i tak przyjdzie zabrać psa. Nagle moja brama wjazdowa zmieniła się w nową ścianę ze szkła i aluminium. Przekręciłem klamkę domykającą i zrobiło się cicho. Nie słyszałem, co mówiła, nie mogła wejść. Chwilę postali i odeszli.

Tego, co nastąpi teraz, nie jestem pewny jeśli chodzi o moment pojawienia się. Otóż, być może po przebudzeniu się z tego snu, zasnąłem znów. Pod domem pojawił kolega, policjant z sekcji dochodzeniowej (kryminalny), sprawdzając, czy wszystko jest dobrze zabezpieczone. Wtedy właśnie obudziłem się wyspany jak nigdy ostatnio.

Dziki w bagażniku

Jakieś miasto. Sen krótki ale bardzo ciekawy. Szukała mnie policja. „Dopadli” mnie na jakimś parkingu. Nie wiedziałem dlaczego, w końcu jestem uczciwy. Okazało się, że… przywieźli mi DZIKI!!!! 3 lub 4 ogromne dziki. Pisząc ogromne, myślę naprawdę ogromne jak na dziki. Wielkości krowy. Dziki były w bagażniku, ŻYWE. Gdy mnie zobaczyły, zaczęły się cieszyć jak psy, ogonki poszły w ruch. Pochrumkiwały z radości, nie mogąc doczekać się wyjścia z bagażnika.

Łabędź i chleb na wodzie

Ten sen, to jakby kontynuacja tego z czerwonym autem. Tam, akcja działa się głównie na moście, gdzie stałem z tym zepsutym sportowym autem. Byłem w mieszkaniu, z którego mogłem wyjść do jeziora. Tam pływał biały łabędź i kaczka. Rzuciłem kromkę chleba łabędziowi. Jakby niechętnie dziobnął, odpłynął. Wtedy w stronę kromki zaczęła płynąć kaczka. Wtedy łabędź natychmiast ruszył z impetem i zabrał kromkę chleba.