Zszedłem do mojego ogródka i patrzyłem na młodego człowieka, który rękami kopał studnię dokładnie na środku mojego ogródka. Nie pytałem co robi i na czyje polecenie. Studnia była już na tyle głęboka, że nie było go widać, gdy wszedł aby kopać dalej. W niewielkiej odległości od studni zobaczyłem ogromną ilość mrówek i królowych ze skrzydłami. Być może kopanie studni wywołało takie poruszenie w mrowisku. Zobaczyłem moją sąsiadkę i zapytałem co tu się dzieje. Powiedziała, że ten człowiek kopie studnię bo pod naszym ogródkiem jest źródło wody oligoceńskiej. Bardzo zdrowej i będziemy mogli wszyscy korzystać z jej dobra.
Tag: woda
Beczki w wodzie i dostawcy tych beczek
Piwnice, miękkie kamienie i Wojciech Jóźwiak
Byłem w piwnicach mojego domu rodzinnego. Stara kamienica. Zawsze bałem się tam wchodzić. Tym razem wszedłem i zobaczyłem, że piwnice są odnowione, czyste. W jednej z nich było „prawie” mieszkanie. Urządzony pokój, jakby muzeum sprzętu elektronicznego i komputerowego z moich lat dziecinnych. Ktoś tam mieszkał. Przy wychodzeniu z tej piwnicy na chwilę obudziłem się (właściwie obudził mnie mój głos – JESTEM BEZPIECZNY). Zasnąłem znów. Byłem z moją córką w nowym, ogromnym budynku (już pojawiał się w moich snach i też z córką). Wsiedliśmy do WINDY!… Ekstremalnie klaustrofobicznej. Musieliśmy się położyć i jechaliśmy w górę. Oczywiście od razu myśl – jestem we śnie 🙂 Dojechaliśmy windą na jakiś poziom. Tam spotkałem Wojtka Jóźwiaka, który z grupą ludzi wyciągał ze strumienia kamienie. Dołączyłem się, pytając co robimy. Wojtek powiedział, że to są specjalne kamienie. Zszedłem nad brzeg (z dość stromej skarpy) i wziąłem pierwszy brązowy kamień. Dziwny to kamień. Po pierwsze miękki (jak plastelina), po drugie podłużny i płaski. Te kamienie wrzucaliśmy potem do wody z dużą siłą. Woda zaczynała bulgotać bardzo gwałtownie i kamień zamieniał się w faktycznie okrągły głaz. Gdy jednak braliśmy go do rąk, natychmiast zmieniał się w piasek. Ale znów piasek inny niż znane z plaży. Piasek był jak mąka ziemniaczana lub puder. Delikatny jak puch. Kilkukrotnie ktoś nie trafił na odpowiednią głębokość wody i kamień tylko delikatnie syczał i nic się nie działo. Podchodziłem wtedy ja lub Wojtek i rzucaliśmy go w odpowiednie miejsce. Niestety, nie wiem po co był ten piasek.
Ulewa i jazda autobusem
Niewyobrażalnie potężna ulewa. Jeździłem po moim mieście autobusem. Kierowca był jakimś moim znajomym. Rozmawialiśmy na temat ulewy. Czegoś takiego nie widziałem nigdy. Z nieba lały się ogromne ilości wody, jakby ktoś odkręcił ogromny kran. Ludzie starali się ukryć, ale nic z tego nie wychodziło, bo z każdej rynny, dziury w chodniku, kanału – tryskała woda. Ja jechałem do lekarza i zastanawiałem się, co zrobić, żeby nie zmoknąć.
Dwa statki i rozcięta pięta
Znów motyw statków. Tym razem te dwa (!!!) statki rozbiły się o budynki. Właściwie to rozbiły budynki. Statkom nic się nie stało. Dziwne jest to, że nikt w mieście nie był specjalnie zdziwiony tym faktem. To ja szukałem pomocy, wytłumaczenia tego faktu. W pewnym momencie lewa noga zaczęła mnie boleć. Spojrzałem na piętę i zobaczyłem pionowe rozcięcie od ścięgna Achillesa do końca pięty. Próbowałem zakleić to plastrem. Bez rezultatu. Dostałem od kogoś lub znalazłem dziwną gąbkę, jakby pszczeli plaster z miodem. Miało to grubość paczki papierosów, z jednej strony rzeczywiście miało kleistą maź, przypominającą miód. Przyłożyłem to do nogi i ból ustał.
Sztorm i dwa statki
Byłem na morzu. Wiał bardzo silny wiatr. Byłem na jednym z dwóch ogromnych statków płynących tymi wodami. Wiedziałem, że na statkach nie ma nikogo. Miałem numer telefonu do kapitana. Zadzwoniłem i powiedziałem, że dzieje się coś złego. Statki nie płyną prawidłowo. Kapitan odpowiedział, że jest na urlopie, a statki mają autopilota, więc nie ma się co martwić. Upierałem się, żeby to sprawdził, on upierał się, że jest na urlopie. W końcu uległ. Coś kazał mi sprawdzić. Okazało się, że mam rację. Poprosił mnie, żebym przypilnował te statki do czasu aż wróci, zdecydował się bowiem przerwać urlop. Nie wiem jak, ale te dwa ogromne, oceaniczne statki przyciągnąłem do mojego miasta, do rzeki Odry. Zacumowałem przy brzegu. Zbliżała się noc. Wiało jak na oceanie. Dziwne było tylko to, że nie było fal. Woda zachowywała się jednak tak, jakby się gotowała. Całe masy pęcherzyków powietrza, ale i absolutnie czysty biały kolor wody, przypominały wodę spadającą z wodospadu. Spotkałem koleżankę, która zaoferowała mi, że podczas gdy będę oczekiwał na kapitana statków, ona dotrzyma mi towarzystwa. Kupiła dwa kefiry i powiedziała: – Chodź, idziemy pilnować statków.
Lodowa rzeka
Byłem na jednym brzegu z kobietą, która często pojawiała się w moich snach. Tym razem zostawiłem ją i poszedłem na drugi brzeg rzeki. Rzeka była ogromna. Bardzo szeroka… i LODOWA!!! Fale wielkości dwupiętrowych bloków były przerażające w swym wyglądzie. Zamarzały w sekundę po wychyleniu się w rzeki, żeby z łoskotem wpaść po chwili do wody. Rzeka była dziwna także w tym sensie, że z lewej strony była pionowa ściana. Szedłem na drugi brzeg przy tej ścianie. Dotarłem na drugi brzeg, a ona została tam.
Odrodzenie
Wczoraj miałem bardzo ciekawe połączenie wizji przy bębnie z późniejszym snem.
Chodzenie po wodzie
Byłem nad brzegiem rzeki. Słońce, pełno ludzi. Trwała jakaś majówka. Stwierdziłem, że zrobię coś dziwnego. Zacząłem chodzić po wodzie. Woda zachowywała się jak ciecz nienewtonowska. Niestety inni, który chcieli robić to samo, po prostu wpadali do wody. Podszedłem do łodzi, w której siedziała kobieta. Bardzo atrakcyjna. Chciała, żebym poleciał z nią do Londynu na weekend. Sprawdziłem cenę biletów. Wyszło ponad 1000 zł. Do tego miałem lecieć z córką. Więc odmówiłem, mówiąc, że ponad 2 tysiące na 2 dni, to za dużo. Ale przytuliliśmy się, czule pożegnaliśmy. Wróciłem po wodzie na brzeg.
Wycieczka z Wojtkiem Jóźwiakiem
Byłem w moim ukochanym Londynie. Okazało się, że naszym (był jeszcze jakiś człowiek) przewodnikiem jest Wojtek Jóźwiak. Jeździł londyńską taksówką i pokazywał nam miasto. W pewnym momencie chciał wjechać na most, estakadę (znów powtórka symboli – auto, most, woda – to już trzeci sen). Niestety podjazd był bardzo stromy. Około 75-80 stopni. Wojtka taksówka nie dała rady wjechać. Wojtek wycofał się, zrobił dłuższy podjazd, jechał szybciej, ale znów bez powodzenia, choć byliśmy prawie na samym szczycie. Wojtek wpadł na pomysł. Pojechaliśmy na dworzec, jak się okazało, lotniczy! Kupiliśmy bilety i wsiedliśmy do samolotu. Był bardzo dziwny. Mały, może na 50 osób. Coś jak autobus. Nawet pilot (kobieta) miała ogromną autobusową kierownicę. Ale to był samolot. Usiadłem w bardzo wygodnym fotelu, w pierwszym rzędzie za drugim pilotem (ich kabina nie była oddzielona). Pojawił się mężczyzna, aby sprawdzić bilety. Pokazałem swój i się obudziłem.