Krótki sen. Śniłem o pewnej kobiecie, kiedyś, bardzo ważnej dla mnie. Scena krótka i zupełnie bez sensu, ale przekaz wydaje mi się bardzo jasny.
Miesiąc: sierpień 2015
Lot autem i ciekawe połączenie
To nie jest mój sen. To po pierwsze. Po drugie – w moich snach unikam konkretyzowania osób. To nie ma większego wpływu na treść snu. Ja wiem, kto był w moim śnie i to jest najważniejsze. Dziś jednak postanowiłem to na chwilę zmienić. Mój sen o halach warsztatowych – „Pojechałem z kobietą do…” – to jest bardzo konkretna kobieta. Ona dziś rano opowiedziała mi swój sen. Pewnie nie zwróciłbym uwagi na to, gdyby nie zbieżność nocy, tematu i osób w naszych snach.
– Zaraz udowodnimy Ci, że czas i przestrzeń nie istnieją.
Przestałam się bać. Lecieliśmy dalej, a jednocześnie widziałam wszystkie okna naraz.
– Zobacz jak to wygląda, to nie może tak być!!!
Niestety, wiem to tylko z opowiadań, bo nie obudziłem się, gdy to wszystko się działo. Nawet rzucenie się na moją nogę nie spowodowało przebudzenia.
Stara fabryka, magazyny i dwóch robotników
Pojechałem z kobietą do, jak się na wydawało, opuszczonych hal produkcyjno-warsztatowych. Okazało się, że jednak coś się tam dzieje. Podjeżdżały autobusy, samochody kempingowe. My przechodziliśmy z hali do hali, aż trafiliśmy na miejsce bardzo trudne do przejścia czystą stopą. Było pełno błota, mazutu wręcz. Dotarliśmy do ostatniej hali, gdzie był człowiek, jakiś mechanik, który opowiedział nam o tym, że autobusy i inne auta przywożą tu zużyty olej. Oni go potem jakoś zagospodarowują. Na dowód pokazał nam beczki z czarną śmierdzącą breją. Wróciliśmy do ostatniej hali, gdzie był już jego kolega. Wypompował z innej beczki olej (uż po oczyszczaniu); był w kolorze butelkowej zieleni. Dostaliśmy od niego ten olej w ramach prezentu. Od naszego przewodnika otrzymaliśmy też jakieś śrubki, rurki i drzwi!!!. Ogromne drzwi w kształcie trójkąta. Miały przynajmniej 3 metry wysokości. Pożegnaliśmy się i w drodze powrotnej tak obładowani przechodziliśmy przez każdą z hal (pomimo, że mogliśmy po prostu wyjść bramą przez podwórko). Na każdej z hal spotykaliśmy ludzi. Pracowali tam. Część z naszych bagaży/podarunków sprezentowaliśmy spotkanym robotnikom. Mówili, że to dla nich. Dziękowali. Jakbyśmy byli potrzebni, żeby przenieść coś na inne hale. W końcu dotarliśmy do wyjścia. Okazało się, że to ulica w Wiśle. Deptak w miejscu, gdzie zawsze sprzedają obrazy. Jest takie miejsce pomiędzy przejściem na bazar a knajpką, w okolicach kościoła przy głównym deptaku. Problemem były te drzwi. Nie miałem ich jak zapakować, więc po prostu zostawiłem je pod wejściem. Wiedziałem, że zaraz ktoś się przyczepi. Długo nie czekałem. Starsza pani biegła za nami krzycząc, że nie mogę tych drzwi tak zostawić. Na co ja odpowiedziałem, że zabierzemy je potem Żukiem, bo teraz mam za małe auto.
Kłótnia z dobrym kolegą
Sen – jakby wyjęty z życia. Zadzwonił do mnie kolega, dla którego pracuję. W realnym życiu kolega jest ostatnio nie do zniesienia. Wiem, że sen był następstwem wczorajszej rozmowy na tematy służbowe. We śnie – najpierw dyskusja. Z mojej strony chęć załagodzenia sporu. Tłumaczenie, że sam tego chciał. On, coraz ostrzejszy ton. Potem krzyk. Ja również podniosłem wtedy głos. Powiedziałem, że takim sposobem nie dojdziemy do porozumienia. Odwróciłem się na pięcie, wsiadłem do auta i odjechałem.
Rewizja (prawie) w sklepie ogrodniczym
Byłem w Niemczech. Coś robiłem u kogoś, co wymagało wizyty w markecie ogrodniczym. Znalazłem. Byłem ubrany w ogromną reklamówkę foliową wywróconą na drugą stronę. Ta druga strona była szara. Celowo to opisuję, bo to nie było zwykłe ponczo przeciwdeszczowe, a właśnie ogromna torba foliowa. Na dole miała normalne „uszy” do niesienia.
Ulewa i jazda autobusem
Niewyobrażalnie potężna ulewa. Jeździłem po moim mieście autobusem. Kierowca był jakimś moim znajomym. Rozmawialiśmy na temat ulewy. Czegoś takiego nie widziałem nigdy. Z nieba lały się ogromne ilości wody, jakby ktoś odkręcił ogromny kran. Ludzie starali się ukryć, ale nic z tego nie wychodziło, bo z każdej rynny, dziury w chodniku, kanału – tryskała woda. Ja jechałem do lekarza i zastanawiałem się, co zrobić, żeby nie zmoknąć.
Apokalipsa
Moje rodzinne miasto. Nawet podwórko na którym się bawiłem. Pojechałem tam, bo w mieście zaczęło się dziwne poruszenie, niepokoje. Ludzie z mojej starej dzielnicy (w tym i ja, gdy tam przyjechałem) łączyli się w grupy pomocy. Odgradzali kawałki trawników, każdy skrawek ziemi i zaczynali uprawę roślin (warzywa, jarzyny, owoce), bo zbliżało się coś, co spowoduje brak jedzenia. Jakaś apokalipsa. Na zmianę pilnowali tych upraw, bo ktoś celowo je niszczył. Patrole pomogły. Wszystko rosło bezpiecznie. Okazało się, że grupka lokalnych chuliganów (17-25 lat) była sprawcami tych wcześniejszych zniszczeń. Było już ciemno, gdy poszedłem w stronę upraw. Natrafiłem, niestety, na ich spotkanie przy jednej z klatek schodowych. Okazało się, że mieli tam malutki pokoik. Zmusili mnie, żebym ich „odwiedził”. Nie bardzo chciałem to zrobić, ale żeby ich nie rozjuszyć, to wszedłem. Wszyscy byli pijani. Proponowali mi alkohol, ale odmawiałem. Wszedł kolejny „dres” i dziwnym zwyczajem roztrzaskał butelkę na progu, tworząc tzw. tulipanka. Tymże tulipankiem dotykał głowy każdego z „kolesi”. Mnie, niestety, uderzył. Wiem, że zrobił to celowo. Z głowy leciała mi krew. Bardzo czerwona. Powiedziałem „DOSYĆ” i już bez strachu wyszedłem z pokoiku. O dziwo, nikt nawet nie próbował mnie zatrzymać.
Dziki w bagażniku
Jakieś miasto. Sen krótki ale bardzo ciekawy. Szukała mnie policja. „Dopadli” mnie na jakimś parkingu. Nie wiedziałem dlaczego, w końcu jestem uczciwy. Okazało się, że… przywieźli mi DZIKI!!!! 3 lub 4 ogromne dziki. Pisząc ogromne, myślę naprawdę ogromne jak na dziki. Wielkości krowy. Dziki były w bagażniku, ŻYWE. Gdy mnie zobaczyły, zaczęły się cieszyć jak psy, ogonki poszły w ruch. Pochrumkiwały z radości, nie mogąc doczekać się wyjścia z bagażnika.