Dziwny guru z Włoch

Znalazłem w sieci kontakt do człowieka, który organizował warsztaty rozwojowe. Zadzwoniłem. Okazało się, że jest za granicą, ale zgodził się przyjechać. Mimo że dzwoniłem, widziałem go w jakiś sposób. Starszy mężczyzna. Postawny. Bujna broda. Odniosłem wrażenie, że jest bezdomny. Zupełnie bez związku z tym co robi. Pytał, gdzie będzie mieszkał. Zaproponowałem mu gościnę w mieszkaniu mojej mamy, czyli tam, gdzie się wychowałem (w tej chwili mama mieszka w innym mieście). Data została ustalona na 19-26 czerwca. Wspomniał przez telefon, że poznaliśmy się w Himalajach, w poprzednim życiu. Jeszcze jeden ważny szczegół. On zadzwonił do mnie. Numer miał kierunkowy +11, on mimo to utrzymywał, że jest we Włoszech, a mój telefon pokazał mi, że dzwoni Michał. Przyjechał. Jadę samochodem na spotkanie. Dziwne odczucia w tym czasie: niepewność, wątpliwości… Przyjechałem i w gabinecie lekarskim (!) zastaję kobietę około 50. Bardzo atrakcyjna. Mówi, że jest Michałem (!). Zaczynamy rozmawiać. Kobieta (Michał) za wszelką cenę próbuje przeforsować swoją wizję mojej osoby. Stara się udowodnić swoją tezę, szukając czegoś, co zgodzi się choć w jednym punkcie z jej (jego) „mądrością”. Tu następuje ciekawy zwrot akcji. Na każdy punkt tezy (o mnie) odpowiadam – zgodnie z prawdą – kontrą. Przykłady: jestem zagubiony, smutny, samotny, zmęczony. Wszystko jest wprost przeciwnie. Potem, niby guru, próbuje złapać mnie na fizycznych dolegliwościach, twierdząc, że to one są przyczyną mojego złego stanu.
Pada hasło: – Pijesz za dużo kawy. Tutaj zaczynam się śmiać i nie mam już wątpliwości we własne wątpliwości :), że to jakaś/jakiś oszust. Ja wcale nie piję kawy! Coś próbuje jeszcze o mojej matce mówić, tu pyta o jej zdrowie i inne sprawy, ale kończę rozmowę, mówiąc, że coś tu jest nie tak. Od jakiegoś czasu jestem absolutnie zsynchronizowany ze sobą (?). Emocjonalnie jestem jak kryształ bez skazy (!). Wstaję od stolika i idę w swoją stronę.

Czwórka złych

Byłem w domu. Chyba na kogoś czekałem. Dzwonek, otwieram. Widzę młodego Murzyna, który coś bełkocze i chowa się za rogiem ściany. Zamykam drzwi i idę do drugiego pokoju zobaczyć, kto jest na podwórku. Były cztery osoby (eh, te czwórki powtarzające się w moich snach). Było więc 3 mężczyzn (jeden czarny) i jedna kobieta. Wyszedłem na podwórko drzwiami tarasowymi i zacząłem krzyczeć na nich, że to skandal, co oni robią. Zakradają się, chowają. Mają być widoczni. Młodzi mężczyźni byli raczej ulegli, choć „cwaniakowali” słownie. Dziewczyna zaś, była koszmarna. Arogancja, bezczelna. Stwierdziła, że źle traktuję psa, który biegał po podwórku. Że ona się nim zajmie lepiej. Kazałem im się wynosić. Użyłem do tego słów nieparlamentarnych. To kolejna ciekawa rzecz. Na co dzień, owszem, zdarza się zakląć, ale to nie jest „zamiast” słów, a raczej dla wyrzucenia emocji w danej chwili. Ostatnio w snach, gdy kogoś przepędzam robię się wręcz ordynarny. Tak było i tym razem. Wyszli poza teren posesji. Wróciłem do domu, gdy zobaczyłem znów tę dziewuchę na podwórku. Chciała mi zapłacić za psa. Kategorycznie odmówiłem. Wyrzuciłem ją znów. Weszła trzeci raz bardziej zdecydowanie. Byłem zdenerwowany, ale wciąż bardzo stanowczy. Kazałem jej wyjść z mojego terenu. Opuściła podwórko, grożąc, że w niedzielę i tak przyjdzie zabrać psa. Nagle moja brama wjazdowa zmieniła się w nową ścianę ze szkła i aluminium. Przekręciłem klamkę domykającą i zrobiło się cicho. Nie słyszałem, co mówiła, nie mogła wejść. Chwilę postali i odeszli.

Tego, co nastąpi teraz, nie jestem pewny jeśli chodzi o moment pojawienia się. Otóż, być może po przebudzeniu się z tego snu, zasnąłem znów. Pod domem pojawił kolega, policjant z sekcji dochodzeniowej (kryminalny), sprawdzając, czy wszystko jest dobrze zabezpieczone. Wtedy właśnie obudziłem się wyspany jak nigdy ostatnio.

Dziwny budynek i śmierć Putina

Sen był, wydaje się, dość krótki. Śnił mi się wieżowiec, musiałem iść do mieszkania, w którym był remont. Winda!!! Znów winda. Wsiadłem, choć wsiadając już wiedziałem, że będzie jak zwykle. Czyli pojedzie nie tam, gdzie chcę, nie będą działać przyciski. Tak myślałem we śnie. I wiedziałem, że to sen. To już standard, gdy we śnie pojawia się winda, wiem, że to sen. Oczywiście wsiadłem do windy, która ruszyła zanim drzwi się zamknęły i zanim zdążyłem wcisnąć przycisk piętra. Chciałem jechać na 9, wcisnąłem przycisk który wpadł do środka, wcisnąłem 10 i to samo. Starałem się wyjąć je, ale bez skutku. Jakoś spowodowałem, że winda zaczęła jechać w dół. Trzymałem przycisk STOP i winda zaczęła zwalniać. Przy którymś piętrze kopnąłem w drzwi i wyskoczyłem w biegu windy. Znalazłem się na jakimś zebraniu. Leżał tam Władimir Putin. Umierał. Cały był w ranach, siniakach. Jego skóra broczyła krwią. Był koszmarnie opuchnięty. Resztkami sił wstał, kazał się komuś podtrzymywać, bo wydawało się, że szedł do kogoś, kto go otruł. W tym momencie sobie to uświadomił i chciał chyba coś powiedzieć temu, kto go otruł. Okropny sen.

Coś bardzo złego uwięziło mnie w samochodzie

Sen był, wydawało mi się, bardzo długi, zapamiętałem jednak tylko jedną scenę.

Stary dom wydaje mi się, że jest znajomy. Jakaś okolica, która jest we wspomnieniach. Zaparkowany samochód (również stary). Noc. Wszedłem do tego auta. Było kompletnie zdezelowane. Gdy usiadłem na fotelu kierowcy – poczułem ogromny strach. Coś złego było w tym aucie. Chciałem uciekać, ale drzwi były zablokowane. Gdy tylko zacząłem szarpać za klamkę, aby otworzyć drzwi, pojawiał się w mojej głowie (lub po prostu to słyszałem) okropny pisk połączony z krzykiem. Gdy przestawałem – pisk cichł. Nie wiem, jak to się stało, że w pewnym momencie udało mi się wyjść. Pobiegłem w kierunku domu i tam spotkałem ludzi. Nie wiem, kim byli, ale czegoś szukali i mam wrażenie, że to oni „spłoszyli” to coś, co mnie zamknęło w aucie. Obudziłem się około 03:00 w nocy. Dawno się tak nie bałem.

SMS z cytatem z Mahabharaty

Byłem w dziwnym miejscu. Groteskowe centrum handlowe połączone z parkiem. Wszystko krzywe, duże, powyginane. Kobieta we śnie, z którą byłem, dostała SMS-a. Z tą tylko różnicą, że ten SMS przyszedł na mój telefon. Jakby celowo. Był od jakiegoś młodego chłopaka, który w dziwny sposób wyznał jej uczucie?? Otóż mieli się spotkać w jakimś miejscu i ta część SMS-a była napisana normalnie, czyli po polsku. Druga, która mnie najbardziej zdenerwowała, była cytatem z Mahabharaty napisanym w sanskrycie. Dziwne było to, że ten cytat zrozumiałem, choć tego języka nie znam. Potem pojawił się ten chłopak. Rzuciłem się na niego mówiąc, że niech uważa, bo go rozszarpią, potną. Nie bardzo wiem kto, ale tak właśnie mówiłem. Chłopak nie przejął się zbytnio. Rozmawialiśmy w sanskrycie. Gdy wszedł do powyginanego budynku – wróciłem do dziewczyny i powiedziałem, co zrobiłem. Ona śmiała się tylko, mówiąc, że nie mam się czego obawiać, bo ona nawet nie wie, kto to jest.

Rosyjski Szaman i niedźwiedź

Przedziwna zbitka snów którą miałem dziś w nocy. Do tego jeszcze dzisiejsza karta sesji – „Rycerz Mieczy”.
Początek to scena z moim psem (biały alaskan malamute). Akela często jest gościem w moich snach. Idziemy jakąś wiejską drogą, kilka chat w okolicy. Jest dosyć późno, raczej wczesny wieczór. Panuje półmrok. Stoję obok chaty, od Akeli dzieli mnie pas krzaków i jakiś rów melioracyjny. Akela dziwnie się zachowuje. Ziemia pod nią także. Jest sprężysta. Jakby batut. Krzyczę do niej, żeby przestała, tam jest coś złego. Wtedy z drugiej strony krzaków pojawia się ogromny niedźwiedź. Brązowy (kiedyś miałem sen również z Akelą o niedźwiedziach w ogniu). Krzyczę do niej, żeby przyszła do mnie, uciekamy razem asfaltową drogą. Niedźwiedź nas goni. Jest pusto i cicho. Dobiegamy do innej chaty, wbiegamy do środka. Spotykam mężczyznę. Mówi, że jest Rosyjskim Szamanem i chce się przekonać, czy jest coś we mnie wartego uwagi. Czy mam moc. Każe mi usiąść na krześle, przypina mnie pasami. Chwilę rozmawiamy, ja opowiadam mu, że mam wschodnie korzenie (w rzeczywistości – babcia była Rosjanką z Kaukazu, a dziadek wprost z Ukrainy), ale niestety nie mówię po rosyjsku ni w ząb. On na to, że to nie ma teraz znaczenia. Zaczął coś mówić, a na mojej skórze zaczęły się pojawiać czerwone linie, znaki, grube, jakby od okrągłego pędzla. Niedźwiedź wciąż był za oknem, ale nie chciał wejść. Jego pogoń za mną, teraz gdy piszę te słowa, wydaje mi się celowym działaniem, żeby mnie zagonić do tej chaty.
Kolejna scena to jakieś spotkanie. Młodzi ludzie. Jakby przygotowania do imprezy. Nagle ogromne poruszenie. Jakich chłopak został ugodzony nożem. W prawy bok. Tuż pod żebrami rana tak duża, że można było włożyć dłoń. Ktoś zadzwonił po policję. Pamiętam jeszcze dużo wody. Jakby rzeka. Bardzo szybki nurt, brudna, jak kawa z mlekiem.