Masakra w meczecie

Ten sen był już mniej przyjemny. Byłem świadkiem masakry w meczecie. Wpadli uzbrojeni napastnicy. Strzelali do ludzi, bili ich. Skakali po głowach, obcinali ręce, głowy. Wszędzie pełno krwi, wnętrzności. Dzieci, kobiety… nie oszczędzali nikogo. Potem wpadła druga fala napastników, którzy dobijali żyjących w okrutny sposób. Podnosili ich i w bardzo brutalny sposób bili po klatce piersiowej. Bardzo szybko ruszali rękami (jakby karatecy).

Koszmar…

Znów ogromny traktor

Dziś były dwa sny. Opiszę je osobno.

Wszedłem na podwórko wiejskiego domu. Chciałem skrócić sobie drogę gdzieś…
Przy budynku mieszkalnym, w dość bliskiej odległości, stał budynek gospodarczy. Samochód osobowy bez trudu mógł skręcić z podwórka na wyjazd (zakręt 90 stopni). Ku mojemu zdziwieniu próbował tego kierowca traktora z przyczepą. Traktor i przyczepa były monstrualnych rozmiarów. Nie byłem w stanie się przecisnąć. W pewnym momencie zobaczyłem szczelinę, przez którą mogłem przejść. Wszedłem na podwórko, ale okazało się, że nie jest przechodnie. Cofnąłem się w stronę wyjazdu, gdy nagle, z drugiej strony podwórka, zaczął biec do mnie pies. Przestraszyłem się i uciekłem w stronę traktora. Próbowałem się wdrapać na niego, pies jednak mnie dogonił. I jak to bywa w moich snach – był przyjazny, łasił się i lizał po rękach, natomiast gospodarz nie był zbyt przyjazny. Kazał mi się wynosić. Grzecznie powiedziałem, że chciałem tylko przejść przez jego teren, aby skrócić sobie drogę. Nie przyjmował moich argumentów. Wysiadł z traktora i eskortował mnie do wyjścia, złorzecząc mi i wymyślając. Zapytałem, czy jest katolikiem/chrześcijaninem/islamistą (wiem, wiem – powinno być muzułmaninem – ale we śnie użyłem słowa islamista). Zapytałem, czy jego bóg i Jezus zachowaliby się tak samo? Byliby tacy źli na mnie? Tak mnie traktowali? Na co on, ze złością, odpowiedział: TAK. Gdy już mnie wyprowadził z podwórka wygrażał mi jeszcze.

Wycieczka z Wojtkiem Jóźwiakiem

Byłem w moim ukochanym Londynie. Okazało się, że naszym (był jeszcze jakiś człowiek) przewodnikiem jest Wojtek Jóźwiak. Jeździł londyńską taksówką i pokazywał nam miasto. W pewnym momencie chciał wjechać na most, estakadę (znów powtórka symboli – auto, most, woda – to już trzeci sen). Niestety podjazd był bardzo stromy. Około 75-80 stopni. Wojtka taksówka nie dała rady wjechać. Wojtek wycofał się, zrobił dłuższy podjazd, jechał szybciej, ale znów bez powodzenia, choć byliśmy prawie na samym szczycie. Wojtek wpadł na pomysł. Pojechaliśmy na dworzec, jak się okazało, lotniczy! Kupiliśmy bilety i wsiedliśmy do samolotu. Był bardzo dziwny. Mały, może na 50 osób. Coś jak autobus. Nawet pilot (kobieta) miała ogromną autobusową kierownicę. Ale to był samolot. Usiadłem w bardzo wygodnym fotelu, w pierwszym rzędzie za drugim pilotem (ich kabina nie była oddzielona). Pojawił się mężczyzna, aby sprawdzić bilety. Pokazałem swój i się obudziłem.

Łabędź i chleb na wodzie

Ten sen, to jakby kontynuacja tego z czerwonym autem. Tam, akcja działa się głównie na moście, gdzie stałem z tym zepsutym sportowym autem. Byłem w mieszkaniu, z którego mogłem wyjść do jeziora. Tam pływał biały łabędź i kaczka. Rzuciłem kromkę chleba łabędziowi. Jakby niechętnie dziobnął, odpłynął. Wtedy w stronę kromki zaczęła płynąć kaczka. Wtedy łabędź natychmiast ruszył z impetem i zabrał kromkę chleba.

Czerwony sportowy samochód

Bardzo dziwny sen. Podobny do tego z ośrodkiem dla policjantów. Tyle, że nigdzie nie dojechałem. Jeździłem za to czerwonym, bardzo sportowym autem. Było bardzo ciasne i jak się okazało, zepsute. Miało także inny silnik niż powinno mieć. Auto było pożyczone od kogoś. Nie mogłem się pogodzić z tym, że jest zepsute i że takie oddam. Postanowiłem je naprawić za własne pieniądze. Wciąż podchodzili ludzie i podziwiali auto, a ja wciąć się wstydziłem, że jest zepsute i z zamienionym silnikiem.

Zamek – ośrodek dla policjantów w depresji

Miałem jechać gdzieś z koleżanką. Umówiłem się z nią na stacji benzynowej. Tam, oczekując na nią, wszedłem do pokoju, gdzie było dwóch mężczyzn: jeden z nich (rolnik?) wyglądał na dużo starszego od tego drugiego, który mógł mieć gdzieś około 50 lat. Silny. Była tam również pani, która sprzedawała kredyty. Ten rolnik miał wziąć 40 tysięcy zł i dać temu drugiemu. Opowiedział o swoim życiu i okazało się, że ten drugi chce go oszukać. Pani odmówiła udzielenia kredytu. Okazało się, że ten drugi to  bandyta. Strasznie się zdenerwował na mnie i koleżankę, że to niby przez nas nie oszukał tego rolnika. On i jego kolesie mieli nas zabić. Mieli ogromne karabiny, tyle że zupełnie nowe. Lśniące. Czarne. Uciekliśmy na jakąś łąkę, na której stał niesamowity motocykl. Superszybki. Jakby rakietowy. Dostałem propozycję kupna. Koleżance za to, Ci bandyci, wciąż wysyłali listy i zdjęcia. Chcieli dać jej do zrozumienia, że wiedzą co robi, o czym myśli nawet. Co mówi. Było to dosyć niepokojące. Poszedłem na policję. Wziąłem te karabiny, ale po chwili wyszedłem z budynku policji razem z karabinami. Pojechałem do zamku, który był ośrodkiem leczenia policjantów w depresji, z problemami psychicznymi. Auto zaparkowałem w miasteczku u podnóża wzgórza, na którym stał ośrodek. Ów bezdomny pokazał mi, jak w sposób niezauważalny dojść do zamku. Prowadził mnie przez łąki, bagna, ale udało się. Wszedłem na dziedziniec. Nikogo nie znałem, ale wiedziałem, że o mnie wszyscy wszystko wiedzą. W tym ośrodku było wszystko na miejscu: restauracje, kina, wesołe miasteczko… Szok. Byłem umówiony na spotkanie z Markiem Myklaniks (Myklanix). On był szefem tego ośrodka. Szedłem przed siebie i zaczepiła mnie jakaś kobieta. Pytała, czy ja do niej. Odpowiedziałem krótko, że nie. Szedłem dalej. Spotkałem dwie kobiety, które mówiły, że zaprowadzą mnie do pana Marka. Byłem bardzo nieufny. Jedna z nich to podobno jego żona. One jakoś dziwnie kluczyły. To też budziło podejrzenia. Byłem już bardzo daleko od bramy, gdy okazało się, że pan Marek nie jest już szefem ośrodka. Jakieś finansowe przekręty podobno. Panie powiedziały, że będę musiał tu zostać. Odpowiedziałem, że nigdy. Zacząłem iść w kierunku bramy. Nie mogłem. Jak zawsze w takich sytuacjach (w snach), gdy nie mogę iść lub biec, bo nogi grzęzną w drodze, zaczynam skakać. Wymyślam tak dziwne kroki, ale idę lub po prostu lecę. To jakby półświadome śnienie. Mam to od jakiegoś czasu. Kiedyś po prostu nie mogłem iść.  W ostatniej chwili doszedłem do bramy, był już zmierzch. Wyszedłem. Nie wiem, czy ktoś mnie gonił, ale użyłem drogi, którą pokazał mi bezdomny. Doszedłem do miasteczka, gdzie zaparkowałem auto. Spotkałem znajomego bezdomnego. Podziękowałem mu za pomoc, kupiłem mu coś w sklepie. Wsiadłem do auta i pojechałem. Obudziłem się.

Sen, ale nie mój – to ja byłem snem

Dziś w nocy przeżyłem coś bardzo dziwnego. Obudziłem się, ale to nie byłem ja. Był we mnie ktoś, kto był bardzo zdenerwowany. Zagubiony. Zdezorientowany. Ja byłem czyimś snem!!! Pamiętam po kilka sekund tego przebudzenia. Chodziłem po mieszkaniu. Ten ktoś nie wiedział, gdzie jest. Czasami moja świadomość przebijała się ponad jego/ją. Pamiętam urywki z różnych miejsc mieszkania. Wciąż to pytanie, jego/jej pytanie: – Gdzie ja jestem? – Co się dzieje? Czułem się jak robot.

Bardzo dziwne doświadczenie. Pierwszy raz doznałem czegoś takiego.