Zamieszkałem na Betelgezie

Jechałem własnym samochodem do miejsca, które wskazywała mapa Google. Z systuacji wynikało, że nie jadę tam pierwszy raz, bo gdy google maps poprowadziło mnie na szutrową drogę pomyślałem, że nie mogę tędy jechać, bo ostatnio i tak musiałem zawracać i jechać inną drogą. Zawróciłem i pojechałem drogą którą miałem w pamięci. To taki wstęp, który pojawił się dopiero w środku snu.

Sen zaczął się od tego, że byłem w swojej samotni. Wymarzonym przeze mnie miejscu, po środku „nigdzie”. Mały budynek. Parterowy, surowy i ascetyczny, jednak bezpieczny i przytulny. Rozmawiałem ze starszym bratem przez telefon. Mówiłem, że jestem tu szczęśliwy. To wspaniałe miejsce. Nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie to, że znalazłem moją samotnię na Betelgezie! Ten dom na gwieździe już stał. Nie wiem czyj był, ale był pusty, otwarty. Gotowy do zamieszkania. Jedyny na całej gwieździe. Niesamowite było to, że powietrze (jeśli można tak to nazwać), było mlecznobiałe. Cały świat (w sensie w domu) wyglądał jakby ktoś podkręcił jasność w telewizorze. Wszystko było bardzo jasne, ale nie raziło. Było właśnie – takie mleczne. Jakby patrzeć przez mleczną szybę. Jednak to w niczym nie przeszkadzało. Było cicho, bezpiecznie i… normalnie. Brat nie mógł uwierzyć, że jestem tak daleko od planety :). Wracając do podróży autem. Okazało się, że znalazłem portal przez który podróżowałem. Rozmawiałem też z moim przyjacielem, astrologiem (takim prawdziwym, z ziemi, którego znam w realnym życiu). Mój przyjaciel sprawdzał dla mnie ruchy planet i wszystkiego co się dzieje we wszechświecie, żeby sprawdzić kiedy Betelgeza i Ziemia będą najbliżej siebie. To było dla niego takie naturalne. Nie dziwił się, że tam pomieszkuję. Powiedziałem, że jestem wdzięczny, ale to niepotrzebne. Portal którego używam po prostu zabiera mnie tam natychmiast. Podróż autem była właśnie podróżą do miejsca, gdzie znalazłem ten portal. Z sytuacji postoju w przydrożnym barze wynikało, że barman/właściciel znał mnie, wiedział kim jestem i gdzie mieszkam. Spotkałem dwóch mężczyzn, kierowców ciężarówek. Jeden z nich był niechętny, byłem ubrany bardzo kolorowo. Zapytałem, dlaczego ocenia mnie nic o mnie nie wiedząc. Powiedział, że nie lubi „innych”. Zapytałem wprost – czyli nie lubisz obcych, którzy odbiegają od Twojego wzorca. Powiedziałem, że jestem szamanem, podróżuję między wymiarami a czasami pomieszkuję na gwieździe. Czy to oznacza, że trzeba mnie nie lubić, bo jestem kolorowo ubrany? Nie pamiętam czy coś odpowiedział. Wyszedł z tym drugim, a ja powiedziałem do barmana, że czas na kawę, bo zaraz wyruszam 🙂

Magiczny, wspaniały i tak mocny sen. Pamiętam każdy szczegół, każdy kolor, każdą emocję. Ten sen dał mi potężną dawkę szczęścia, mocy i pewności, że to co robię ma sens 🙂

Podróż w zaświaty

Byłem w zaświatach. W miejscu, gdzie nasze energie trafiają tuż po śmierci fizycznej ciała. Byłem obserwatorem i świadkiem historii, gdy babcia i wnuczka umarły. Zatruły się czymś w jedzeniu. Byłem w wielkim budynku, właściwie to był cały kompleks budynków, korytarzy, sal. Historia zaczęła się od końca. Byłem w grupie ludzi którzy jakby zwiedzali ten ośrodek. Zjechaliśmy na sam dół, stało tam auto, dość duże, terenowe, pickup. Tam, cała nasza grupa zobaczyła wnuczkę i babcię w środku jak wymiotują. Ale ta sama babcia i wnuczka była w tej grupie. Pamiętam, że jak byliśmy na samej górze budynku, to te dwie osoby wymiotowały. Udzielono im pomocy, podano jakieś leki? I teraz, na dole, babcia i wnuczka obserwują same siebie gdy to się znów dzieje, jakby początek tej historii. Zaczęły sobie przypominać tę sytuację, były nie tyle zaniepokojone, co mocno zdziwione. Przewodnik próbował naprowadzić je w delikatny sposób, a one w końcu zapytały – umarłyśmy? Tak, Wasze fizyczne życie zakończyło się. Przedziwna sytuacja. Moja rola obserwatora. Dziwne było też to, że w tych zaświatach był mój starszy brat, który miał wysłać jakiś raport do swojego szefa, nie wysłał go, szef dzwonił pytać dlaczego nie ma go na mejlu. Brat odpowiedział, z całym przekonaniem, że przecież wysyłał. Przy mnie sprawdził pocztę i faktycznie w wysłanych było pusto. Wysłał go więc szybko. Szef dostał, podobno nie miał pretensji, choć, jak brat opowiadał, innych za takie niedopatrzenie zwalniał w trybie natychmiastowym. Zapytałem, czy nie będzie miał problemów. Odpowiedział, że zupełnie mam się nie martwić. Wszystko jest dobrze.

Świadomy sen. Złodzieje i kradzież ich auta.

Jakiś ośrodek wypoczynkowy. Trzy osoby, bandyci, wymuszający, właściwie okradający ludzi. W jednym z domków był mój przyjaciel z synem. Synowi coś się stało, potrzebna była pomoc lekarska. Bandyci nie chcieli go wypuścić. Powiedziałem przyjacielowi, że zrobimy inaczej. Pojedziemy samochodem tych złodziei. Szajka to trzy osoby, jedna kobieta i dwóch osiłków. Wsiedliśmy do otwartego i uruchomionego auta. Złodzieje nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Ruszyłem z piskiem opon, bandyci nie zdążyli dobiec do auta. Jedziemy. Ja mam ubaw, przyjaciel i jego syn są przerażeni. Nagle na ekranie multimedialnym auta pojawia się połączenie przychodzące od kobiety która okradała nas i innych. Trochę zdziwiony byłem, skąd ma mój numer. Nie odebrałem połączenia, słyszałem jej myśli które nie były miłe. W tym momencie uświadomiłem sobie, że to sen! Zdziwienie zniknęło i zacząłem mieć większy ubaw z tych bandytów, bo oni wciąż starali się być groźni, a ja wiedziałem, że nic mi nie grozi. Świetny sen 🙂

Ucieczka z kopalni, atak i bezpieczeństwo

Zjechałem do czegoś, co wyglądało jak kopalnia odkrywkowa. Była tam grupa ludzi. Czułem zło. Chciałem uciec. Wsiadłem do samochodu i zacząłem wjeżdżać przez urwisko. Tamci gonili mnie, ale jechali normalną, okrężną drogą. Dotarłem na szczyt i zatrzymałem auto. Zacząłem odrywać skały (ogromne kawałki) i zrzucać na drogę. Skały były kilkukrotnie większe niż samochód. Były w kształtach klocków jak w grze Tetris. Zabarykadowałem wyjazd i pojechałem dalej. Dotarłem na polanę. Był zmierzch. Grupa młodych ludzi. Coś zaczęli majstrować przy moim samochodzie. Niby jakieś udogodnienia. Nie podobało mi się to. Denerwowało mnie także, że podchodzili bardzo blisko mnie. Stawali za plecami na 5 centymetrów. Otaczali mnie. Grzecznie choć stanowczo powiedziałem, że sobie nie życzę majstrowania przy aucie i takich bliskich kontaktów. Zdenerwowało to grupę. Byłem gotowy na atak, ale nic się nie stało. Czułem ich zdenerwowanie i agresję. Jednak coś ich powstrzymywało. Poszedłem potem do dziwnego domu. Całego z drewna. Były tam znajome osoby. Przygotowywali się na jakiś atak. Ja, bardzo spokojny mówiłem, że ze mną nic im nie grozi. Choć nie wypowiadałem tych słów.

Winda mnie oszukała

Sen z wczoraj rana, ale przypomniał mi się dopiero tuż przed spaniem wieczorem.

Szpital, spotkałem kolegę. Chyba był chory. Lekarze, pielęgniarki. Chodzimy po korytarzu czekając na coś. Wsiadamy do WINDY! i … nie zorientowałem się, że to sen, bo winda zamieniła się w przedział pociągu. Jechaliśmy bardzo daleko, dziwnymi trasami, przechyleni czasem o 90 stopni od pionu. Zupełnie jakby winda wiedziała, że jeśli zostanie nią, to zorientuję się, że to sen i nie będzie mogła robić, co jej się podoba. Dojechaliśmy w miejsce gdzie miałem chyba go zostawić. Zapomniałem, nie umiałem znaleźć swojego auta. Przypomniałem sobie, że samochód zostawiłem pod szpitalem. Usiłowałem wrócić. Czy wróciłem nie wiem.

Nowy mercedes

Śnił mi się nowiutki mercedes S klasa. Najbardziej luksusowa w tej klasie maszyn. Stał w mojej piwnicy. Zupełnie zapomniałem, że go mam. Stwierdziłem, że skoro już jest nowszy model, to czas zmienić auto. Załatwiłem formalności i przyjechał. Niestety to coś nie było luksusową limuzyną. Bardzo ubogie wnętrze. Ale nie to mnie najbardziej zdenerwowało. Auto nie miało automatycznej skrzyni biegów. To była ta kropla, która przelała czarę goryczy :). Pojawiał się także motyw podróży samolotem i pociągiem. Pociągiem na lotnisko, a potem miałem gdzieś lecieć.

Coś bardzo złego uwięziło mnie w samochodzie

Sen był, wydawało mi się, bardzo długi, zapamiętałem jednak tylko jedną scenę.

Stary dom wydaje mi się, że jest znajomy. Jakaś okolica, która jest we wspomnieniach. Zaparkowany samochód (również stary). Noc. Wszedłem do tego auta. Było kompletnie zdezelowane. Gdy usiadłem na fotelu kierowcy – poczułem ogromny strach. Coś złego było w tym aucie. Chciałem uciekać, ale drzwi były zablokowane. Gdy tylko zacząłem szarpać za klamkę, aby otworzyć drzwi, pojawiał się w mojej głowie (lub po prostu to słyszałem) okropny pisk połączony z krzykiem. Gdy przestawałem – pisk cichł. Nie wiem, jak to się stało, że w pewnym momencie udało mi się wyjść. Pobiegłem w kierunku domu i tam spotkałem ludzi. Nie wiem, kim byli, ale czegoś szukali i mam wrażenie, że to oni „spłoszyli” to coś, co mnie zamknęło w aucie. Obudziłem się około 03:00 w nocy. Dawno się tak nie bałem.

Lot autem i ciekawe połączenie

To nie jest mój sen. To po pierwsze. Po drugie – w moich snach unikam konkretyzowania osób. To nie ma większego wpływu na treść snu. Ja wiem, kto był w moim śnie i to jest najważniejsze. Dziś jednak postanowiłem to na chwilę zmienić. Mój sen o halach warsztatowych – „Pojechałem z kobietą do…” – to jest bardzo konkretna kobieta. Ona dziś rano opowiedziała mi swój sen. Pewnie nie zwróciłbym uwagi na to, gdyby nie zbieżność nocy, tematu i osób w naszych snach.

Oto jej sen:
Jechałam samochodem z dwoma mężczyznami. Nagle wznieśliśmy się w powietrze i lecąc, zaglądaliśmy ludziom w okna domów. Bardzo się bałam. Jeden z nich wbił mi coś wzdłuż kręgosłupa i powiedział:
– Zaraz udowodnimy Ci, że czas i przestrzeń nie istnieją.
Przestałam się bać. Lecieliśmy dalej, a jednocześnie widziałam wszystkie okna naraz.
Koniec snu.
Dlaczego zwróciłem uwagę na ten sen? Bo ona jest absolutnie sceptyczna (Radku, Ty – w porównaniu z nią – jesteś mistykiem !! 🙂 ) do wszelkich tego typu działań. Nie potępia, ale absolutnie nie wierzy i nie zajmuje się tym tematem.
Kolejna rzecz, to zachowanie mojej córki. Wstała w nocy, w jakimś dziwnym stanie (ma 9 lat), przyszła do mnie i zaczęła mnie trzymać za stopę, coś przy tym bęłkocząc, że niby musi mnie chronić… Nie przeszkadzała zaświecona lampa, rozmowa… wciąż trzymała się swojej wersji. Gdy ułożyła się na łóżku, zaczęła miętolić kołdrę, krzycząc wręcz:
– Zobacz jak to wygląda, to nie może tak być!!!
Po czym zasnęła.
Niestety, wiem to tylko z opowiadań, bo nie obudziłem się, gdy to wszystko się działo. Nawet rzucenie się na moją nogę nie spowodowało przebudzenia.

Stara fabryka, magazyny i dwóch robotników

Pojechałem z kobietą do, jak się na wydawało, opuszczonych hal produkcyjno-warsztatowych. Okazało się, że jednak coś się tam dzieje. Podjeżdżały autobusy, samochody kempingowe. My przechodziliśmy z hali do hali, aż trafiliśmy na miejsce bardzo trudne do przejścia czystą stopą. Było pełno błota, mazutu wręcz. Dotarliśmy do ostatniej hali, gdzie był człowiek, jakiś mechanik, który opowiedział nam o tym, że autobusy i inne auta przywożą tu zużyty olej. Oni go potem jakoś zagospodarowują. Na dowód pokazał nam beczki z czarną śmierdzącą breją. Wróciliśmy do ostatniej hali, gdzie był już jego kolega. Wypompował z innej beczki olej (uż po oczyszczaniu); był w kolorze butelkowej zieleni. Dostaliśmy od niego ten olej w ramach prezentu. Od naszego przewodnika otrzymaliśmy też jakieś śrubki, rurki i drzwi!!!. Ogromne drzwi w kształcie trójkąta. Miały przynajmniej 3 metry wysokości. Pożegnaliśmy się i w drodze powrotnej tak obładowani przechodziliśmy przez każdą z hal (pomimo, że mogliśmy po prostu wyjść bramą przez podwórko). Na każdej z hal spotykaliśmy ludzi. Pracowali tam. Część z naszych bagaży/podarunków sprezentowaliśmy spotkanym robotnikom. Mówili, że to dla nich. Dziękowali. Jakbyśmy byli potrzebni, żeby przenieść coś na inne hale. W końcu dotarliśmy do wyjścia. Okazało się, że to ulica w Wiśle. Deptak w miejscu, gdzie zawsze sprzedają obrazy. Jest takie miejsce pomiędzy przejściem na bazar a knajpką, w okolicach kościoła przy głównym deptaku. Problemem były te drzwi. Nie miałem ich jak zapakować, więc po prostu zostawiłem je pod wejściem. Wiedziałem, że zaraz ktoś się przyczepi. Długo nie czekałem. Starsza pani biegła za nami krzycząc, że nie mogę tych drzwi tak zostawić. Na co ja odpowiedziałem, że zabierzemy je potem Żukiem, bo teraz mam za małe auto.

Ulewa i jazda autobusem

Niewyobrażalnie potężna ulewa. Jeździłem po moim mieście autobusem. Kierowca był jakimś moim znajomym. Rozmawialiśmy na temat ulewy. Czegoś takiego nie widziałem nigdy. Z nieba lały się ogromne ilości wody, jakby ktoś odkręcił ogromny kran. Ludzie starali się ukryć, ale nic z tego nie wychodziło, bo z każdej rynny, dziury w chodniku, kanału – tryskała woda. Ja jechałem do lekarza i zastanawiałem się, co zrobić, żeby nie zmoknąć.