Pingwiny, wojna i kilka żyć

Byłem uczestnikiem dziwnych działań. Teren jakiegoś ogromnego parku przyrody. Trwała wojna. Rozpoznałem kobietę, którą pobiłem/zabiłem. Okazało się, że ona nie miała zginąć. Zostałem odnaleziony przez czołg wroga, jak się później okazało – przyjaciela (!). Pocisk wybuchł tuż przy mnie i w kolejnej scenie już jestem wcielony do sił tej formacji, która strzelała. Dowódca ostrzegł tylko, żebym na przyszłość nie robił tego.

Znaczącym elementem snu była cała masa pingwinów. Zupełnie nie pamiętam co się działo – pamiętam tylko pingwiny.
Ostatnie sny są bardzo zwierzęce.

Niebezpieczna spelunka

Byłem w jakimś barze. Na pierwszy rzut oka wszystko było dobrze. Niestety, zaczęli się schodzić dziwni ludzie. Ktoś mi włożył pieniądze do kieszeni, celowo prowokując, czy oddam. Oddałem. Potem ktoś mnie zaczepiał słowami, że mu się nie podoba mój wyraz twarzy. Potem znów pieniądze, które przyniosła mi kelnerka – twierdziła, że upuściłem. Poszedłem do tego samego typa i kolejny raz oddałem. Potem mocniejsze spięcie: Tego, któremu nie podobała się moja twarz, wyrzuciłem przez balkon. W końcu opuściłem to miejsce.

Czwórka złych

Byłem w domu. Chyba na kogoś czekałem. Dzwonek, otwieram. Widzę młodego Murzyna, który coś bełkocze i chowa się za rogiem ściany. Zamykam drzwi i idę do drugiego pokoju zobaczyć, kto jest na podwórku. Były cztery osoby (eh, te czwórki powtarzające się w moich snach). Było więc 3 mężczyzn (jeden czarny) i jedna kobieta. Wyszedłem na podwórko drzwiami tarasowymi i zacząłem krzyczeć na nich, że to skandal, co oni robią. Zakradają się, chowają. Mają być widoczni. Młodzi mężczyźni byli raczej ulegli, choć „cwaniakowali” słownie. Dziewczyna zaś, była koszmarna. Arogancja, bezczelna. Stwierdziła, że źle traktuję psa, który biegał po podwórku. Że ona się nim zajmie lepiej. Kazałem im się wynosić. Użyłem do tego słów nieparlamentarnych. To kolejna ciekawa rzecz. Na co dzień, owszem, zdarza się zakląć, ale to nie jest „zamiast” słów, a raczej dla wyrzucenia emocji w danej chwili. Ostatnio w snach, gdy kogoś przepędzam robię się wręcz ordynarny. Tak było i tym razem. Wyszli poza teren posesji. Wróciłem do domu, gdy zobaczyłem znów tę dziewuchę na podwórku. Chciała mi zapłacić za psa. Kategorycznie odmówiłem. Wyrzuciłem ją znów. Weszła trzeci raz bardziej zdecydowanie. Byłem zdenerwowany, ale wciąż bardzo stanowczy. Kazałem jej wyjść z mojego terenu. Opuściła podwórko, grożąc, że w niedzielę i tak przyjdzie zabrać psa. Nagle moja brama wjazdowa zmieniła się w nową ścianę ze szkła i aluminium. Przekręciłem klamkę domykającą i zrobiło się cicho. Nie słyszałem, co mówiła, nie mogła wejść. Chwilę postali i odeszli.

Tego, co nastąpi teraz, nie jestem pewny jeśli chodzi o moment pojawienia się. Otóż, być może po przebudzeniu się z tego snu, zasnąłem znów. Pod domem pojawił kolega, policjant z sekcji dochodzeniowej (kryminalny), sprawdzając, czy wszystko jest dobrze zabezpieczone. Wtedy właśnie obudziłem się wyspany jak nigdy ostatnio.

Szara chmura wyszła z mojego ciała

Sen bardzo ważny dla mnie. Śniłem o kobiecie, którą znałem przed moją śmiercią. Spotkałem się z nią na ulicy, przy jej domu. Rozmawialiśmy długo, wspominaliśmy to, co nas łączyło. Ja mówiłem, że nie noszę urazy. Ona bardzo płakała, jakby chciała wrócić do tego, co było. Na to weszła inna kobieta, z którą we śnie byłem w związku. Bardzo się zdenerwowała, że rozmawiam z tą pierwszą. Tłumaczyłem, że tylko wyjaśniam jej, że to nie ma szans się powtórzyć. Że nie chciałem jej zostawiać w smutku, ale poza dobrym słowem i rozmową nic jej nie dam. To uspokoiło tę drugą kobietę. Nagle, po tych słowach upadłem na chodnik i coś przycisnęło mnie, jakby ogromny ciężar, wycisnęło wręcz ze mnie powietrze. Po chwili zauważyłem, że wychodzi ze mnie jakby szara chmura. Bezkształtny twór, brudno-szaro-stalowy. Zrobiło mi się lekko. Podniosłem się i po prostu odszedłem za drugą kobietą.

Niepełnosprawna kobieta i winda

Pojechałem do kuzynki do Wrocławia. Wszedłem do bloku gdzie miała mieszkać. Wsiadłem do windy i chciałem jechać na 8 piętro. W ostatniej chwili dosiadła się stara kobieta, zniszczona, schorowana, brudna. Wcisnęła 10 piętro. Gdy na 8 piętrze winda się nie zatrzymała, wiedziałem, że to sen. Kobieta chciała ode mnie jakieś przedmioty, pieniądze. Zaczęła wręcz wkładać mi ręce w kieszenie kurtki, żeby coś zabrać. Chwyciłem ją za ubranie, obróciłem tyłem do drzwi windy i zamachnąłem się pięścią, mówiąc, że ma mnie natychmiast zostawić, bo jej „przyp***dolę” (przepraszam, ale tak właśnie powiedziałem). Winda się zatrzymała na 10 piętrze. Piętro nie istniało. Schodziłem dziwnymi schodami, wychodząc ze ściany, przeciskając się się przez barierki. Gdy byłem na 9 piętrze, zobaczyłem, że kobieta wcale nie miała trudności z przechodzeniem tych przeszkód (choć chodziła o kulach i ogólnie nie wyglądała na sprawną). Z góry powiedziała, bądź zdrów i zniknęła. Ja doszedłem do tego 9 piętra szukając mieszkania kuzynki. Był tam zakład kosmetyczny, panie nie wiedziały, gdzie mieszka moja kuzynka. Usłyszałem jej głos z 8 piętra i zszedłem na dół.

Znów szkoła w górach

Ten sam budynek który był we śnie http://kahuna.blog.pl/2015/11/05/pchanie-malucha/. Tym razem było ciemno. Wchodziłem tam na własnych nogach, po kamienno-ziemnych schodach. Gdy dotarłem do budynku, wszedłem i zacząłem rozmawiać z kobietami. To były i nauczycielki, i panie sprzątaczki. Czymś się martwiły. Nagle pojawiły się służby specjalne. Oddział ubranych na czarno komandosów. Otoczyli budynek. Ja byłem jednocześnie w środku i na zewnątrz. Patrzyłem na akcję. Kogoś szukali. W pewnej chwili coś wyszło z piwnic szkoły. Jakaś męska postać. Uciekł w las. Las był ciemny ABSOLUTNIE. Dwóch agentów pobiegło za nim, dowódca kazał innemu wsiąść do samochodu i ruszyć w pościg. Samochód pomimo zapalonych świateł nie był w stanie oświetlić lasu. Dziwnie to wyglądało. Pojechał. Dowódca powiedział, że nie mamy się czym już martwić.

Zamach terrorystyczny w Norwegii

Byłem z córką w Norwegii. Chodziliśmy po górach. Po wycieczce poszliśmy do ogromnego centrum handlowego coś zjeść. To centrum ciągnęło się przez połowę miasta. Tunelami przechodziło się z budynku do budynku. Były bardzo strome podejścia. W pewnej chwili zauważyłem, że na dole, daleko od nas, ludzie zaczynają uciekać w górę. Wtedy bez chwili wahania, złapałem córkę za rękę i zacząłem biec po schodach w górę. Byliśmy bardzo zmęczeni, ale wiedziałem, że biegniemy po życie. Dobiegliśmy do wyjścia, padał okropny deszcz. Ulewa. Biegnąc jeszcze korytarzem (dość dziwnym, bo bardzo zaciemnionym) zauważyłem portfel. Podniosłem go. W międzyczasie widzieliśmy myszy; jak delfiny w morzu, tak myszy na podłodze przed nami, piątkami i siódemkami biegły przed nami w stronę wyjścia. Gdy byliśmy już na ulicy, otworzyłem portfel i okazało się, że jest wypchany pieniędzmi, banknotami. Było też zdjęcie właściciela lub kogoś bliskiego właściciela. Postanowiłem zanieść go na policję. Ruszyliśmy w poszukiwaniu jednostki. Spotkaliśmy starszą kobietę, która zaczęła mówić po polsku, że nam pomoże. Była jednak jakaś dziwna. Powiedziała, że zaraz wszystko się wyjaśni, tylko mam jej dać hasło do WiFi. Udawałem, że nie rozumiem, o co jej chodzi. Wtedy powiedziała, że o telefon, który mam w kieszeni. Wtedy skręciliśmy z córką w inną uliczkę.

Hotel 7 gwiazdkowy i parasol nad miastem

Niesamowite przeżycie. Piękny kompleks hotelowy. Wszystko ze szkła. Trafiłem do niewielkiego pomieszczenia,  w którym były 3 lub 4 kobiety. Jedna z nich to był „papież” ich wyznania. Starałem się przekonać, że nie robię nic złego komuś, kogo proszę o pokazanie własnych rytuałów, tradycji i wierzeń. Przez moją ciekawość. Fakt chęci poznania. Sam tego nie praktykuję, bo mierzi mnie kult czegoś, kogoś. Szacunek i oddanie czci to zupełnie coś innego. Ale nie kult (we śnie oddałem własne prawdziwe emocje i przekonania.) Niestety nie zostało to dobrze odebrane, wręcz potępione. Zostałem wyproszony. Ich „papieżyca” była na łożu śmierci. Wyszedłem więc i skierowałem się do ogromnego holu. Szukałem córki, która gdzieś się kręciła po budynku, czekając na mnie. Musiałem wejść do windy (!) i pojechać na 1 piętro, bo tam ją zobaczyłem. Z windami bez zmian. Znów myśl, że to sen, winda była tak ciasna, że ledwo się zmieściłem, i nie stała na swoim przystanku. Podłoga windy była mniej więcej na wysokości połowy mojego uda. Wsiadłem i… skończyło się, zanim się zaczęło. W windzie zamknąłem oczy, kazałem windzie po prostu pojechać na 1 piętro. Tak też się stało. Winda zrobiła się normalna, przestronna i grzecznie zatrzymała się na piętrze. Nie pamiętam, czy spotkałem się z córką. W kolejnej odsłonie byłem w moim mieście. Nad częścią starego miasta jakiś bank (!) zbudował ogromny parasol. To było niesamowite. Pamiętam, że ktoś się zachwycał, że każde przęsło konstrukcji mogło utrzymać 2 tony. Tych przęseł było całe mnóstwo. Oddanie do użytku tego parasola nad miastem uświetnił koncert Kayah. Miałem okazję ją poznać na tym koncercie, bo ktoś mnie wprowadził za kulisy.

Festiwal własnych potrzeb?

Krótki sen. Śniłem o pewnej kobiecie, kiedyś, bardzo ważnej dla mnie. Scena krótka i zupełnie bez sensu, ale przekaz wydaje mi się bardzo jasny.

Odebrałem telefon od niej. Podobno wysłałem jej w formie niespodzianki paczkę z czekoladą i pieniędzmi. Pytała, co to za czekolada? Odpowiedziałem krótko :
– Ta paczka nie jest ode mnie. Nie wysyłam obcym ludziom niespodzianek.
– Mogłeś podarować sobie taki komentarz.
– Ale dlaczego? Przecież to prawda.
Koniec snu.

Stara fabryka, magazyny i dwóch robotników

Pojechałem z kobietą do, jak się na wydawało, opuszczonych hal produkcyjno-warsztatowych. Okazało się, że jednak coś się tam dzieje. Podjeżdżały autobusy, samochody kempingowe. My przechodziliśmy z hali do hali, aż trafiliśmy na miejsce bardzo trudne do przejścia czystą stopą. Było pełno błota, mazutu wręcz. Dotarliśmy do ostatniej hali, gdzie był człowiek, jakiś mechanik, który opowiedział nam o tym, że autobusy i inne auta przywożą tu zużyty olej. Oni go potem jakoś zagospodarowują. Na dowód pokazał nam beczki z czarną śmierdzącą breją. Wróciliśmy do ostatniej hali, gdzie był już jego kolega. Wypompował z innej beczki olej (uż po oczyszczaniu); był w kolorze butelkowej zieleni. Dostaliśmy od niego ten olej w ramach prezentu. Od naszego przewodnika otrzymaliśmy też jakieś śrubki, rurki i drzwi!!!. Ogromne drzwi w kształcie trójkąta. Miały przynajmniej 3 metry wysokości. Pożegnaliśmy się i w drodze powrotnej tak obładowani przechodziliśmy przez każdą z hal (pomimo, że mogliśmy po prostu wyjść bramą przez podwórko). Na każdej z hal spotykaliśmy ludzi. Pracowali tam. Część z naszych bagaży/podarunków sprezentowaliśmy spotkanym robotnikom. Mówili, że to dla nich. Dziękowali. Jakbyśmy byli potrzebni, żeby przenieść coś na inne hale. W końcu dotarliśmy do wyjścia. Okazało się, że to ulica w Wiśle. Deptak w miejscu, gdzie zawsze sprzedają obrazy. Jest takie miejsce pomiędzy przejściem na bazar a knajpką, w okolicach kościoła przy głównym deptaku. Problemem były te drzwi. Nie miałem ich jak zapakować, więc po prostu zostawiłem je pod wejściem. Wiedziałem, że zaraz ktoś się przyczepi. Długo nie czekałem. Starsza pani biegła za nami krzycząc, że nie mogę tych drzwi tak zostawić. Na co ja odpowiedziałem, że zabierzemy je potem Żukiem, bo teraz mam za małe auto.