Od dłuższego czasu sny były nieopisywalne. Znam ten stan, bo czasami się zdarza. Strzępy, kadry, pojedyncze słowa. Pojawił się sen, poprzedzony inny, noc wcześniej. Otóż… do mojego mieszkania, w nocy, ktoś próbował się włamać. Drzwi wejściowe do domu mam na odcisk palca i kod cyfrowy. Słychać od środka, gdy ktoś „się loguje”. We śnie było tak samo. Słyszę, że ktoś próbuje wpisać kod, błąd… błąd… Obudziłem się (we śnie) i pobiegłem do drzwi. Już słyszałem, że delikwent zbiega ze schodów w panice, że został zdemaskowany. Tym delikwentem okazał się nieżyjący już Leon Niemczyk, choć, gdy otworzyłem drzwi i krzyczałem do niego, używałem imienia znanego aktora amerykańskiego (nie umiem sobie przypomnieć kogo). Zwyzywałem go, wyklinałem. Obrażałem. Ojjjj.. byłem bardzo niemiły. Wróciłem spać we śnie, później obudziłem się już w realnym świecie. Sen drugi opowiadał o nieplanowanej podróży dziwnym statkiem wodnym. Wyglądało to jak ogromna barka, prawie płaska na pokładzie. Dość cienka. Zachowywało się to jak kawałek styropianu rzuconego na wodę. Jednak nie było w tym nic z niebezpieczeństwa. Woda wzburzona, jakby stan był o wiele wyższy (pora deszczowa??). Brunatna, dookoła wiry i fale. Trzęsło, szarpało, lało jak z cebra. Byłem mokry, było mi dość chłodno, ale nie było to nieprzyjemne. Czułem dotyk wody z rzeki, czułem deszcz na skórze. Bardzo realistyczne doznania. Było dość szaro wszędzie. Dość sporo osób na pokładzie. Braliśmy ostre zakręty, czasami o 180 stopni zwrot w korycie rzeki. Płynęliśmy tak dość długo. Rozmawiałem z towarzyszącymi mi ludźmi. Było energetycznie, z adrenaliną, ale to nie była walka o życie. Było naprawdę ciekawie. Dopłynęliśmy do jakiegoś brzegu/pseudo portu. Pod wielkim, ogrooomnym drzewem. Konary tworzyły dach, jakby wiatę. Liście zielone, gałęzie w ilościach niespotykanych. Niesamowity widok. Okazało się, że moja podróż w tym miejscu dobiegła końca. Musiałem opuścić barkę i musiałem wracać do domu. Jednak powrót był mega zaskakujący. Wracałem statkiem kosmicznym!!! Przewspaniały sen!
Tag: napastnik
Popełnienie czynu zabronionego prowadzi do wyzwolenia
Bardzo dziwny sen. Szedłem ulicą w swoim mieście. Nagle podjechało do mnie auto z oficerami BOR-u. Zacząłem uciekać i strzelać do nich. Byłem jednocześnie strzelającym i kulą, a także obserwatorem lotu pocisku. Widziałem jak pocisk wbija się w ciało, widziałem krople krwi bryzgające w trakcie. Wszystko w bardzo zwolnionym tempie. Jak w filmach z ultraszybkich kamer. Potem uciekałem. Zabiłem ich wszystkich i się poddałem. Trafiłem przed sąd. Sędzią była znana mi kobieta z realnego świata. Rozmawiała z moim adwokatem (też prawdziwym) i pouczała go (!) jak ma mnie bronić. Wskazywała, co przemawia za tym, że nie ma w tym mojej winy. Wypuścili mnie, choć wciąż ciążyła na mnie możliwość pójścia do więzienia. Nie bałem się jednak. Starałem się zabezpieczyć moją rodzinę. Umówiłem się z młodszym bratem co do dostępu do konta bankowego, wystawiania faktur. Potem pojawiła się kobieta. Znam ją również z realnego świata. Powiedziała, że ona też pragnie się wyzwolić. Miała ze sobą bagietkę. W środku były długie i ostre wykałaczki. Wiedziałem co chciała zrobić. Samookaleczenie lub samobójstwo – to też czyn zabroniony. Ona chciała się wyzwolić. W następnej chwili znalazłem się na komisariacie. Próbowałem otrzymać zaświadczenie, że to, co się stało, to nie moja wina. Niestety, nie umiałem sprecyzować o co mi dokładnie chodzi. Zrezygnowałem i po prostu wyszedłem. Obudziłem się, mówiąc: „Popełnienie czynu zabronionego prowadzi do wyzwolenia.”
Niebezpieczna spelunka
Byłem w jakimś barze. Na pierwszy rzut oka wszystko było dobrze. Niestety, zaczęli się schodzić dziwni ludzie. Ktoś mi włożył pieniądze do kieszeni, celowo prowokując, czy oddam. Oddałem. Potem ktoś mnie zaczepiał słowami, że mu się nie podoba mój wyraz twarzy. Potem znów pieniądze, które przyniosła mi kelnerka – twierdziła, że upuściłem. Poszedłem do tego samego typa i kolejny raz oddałem. Potem mocniejsze spięcie: Tego, któremu nie podobała się moja twarz, wyrzuciłem przez balkon. W końcu opuściłem to miejsce.
Czwórka złych
Byłem w domu. Chyba na kogoś czekałem. Dzwonek, otwieram. Widzę młodego Murzyna, który coś bełkocze i chowa się za rogiem ściany. Zamykam drzwi i idę do drugiego pokoju zobaczyć, kto jest na podwórku. Były cztery osoby (eh, te czwórki powtarzające się w moich snach). Było więc 3 mężczyzn (jeden czarny) i jedna kobieta. Wyszedłem na podwórko drzwiami tarasowymi i zacząłem krzyczeć na nich, że to skandal, co oni robią. Zakradają się, chowają. Mają być widoczni. Młodzi mężczyźni byli raczej ulegli, choć „cwaniakowali” słownie. Dziewczyna zaś, była koszmarna. Arogancja, bezczelna. Stwierdziła, że źle traktuję psa, który biegał po podwórku. Że ona się nim zajmie lepiej. Kazałem im się wynosić. Użyłem do tego słów nieparlamentarnych. To kolejna ciekawa rzecz. Na co dzień, owszem, zdarza się zakląć, ale to nie jest „zamiast” słów, a raczej dla wyrzucenia emocji w danej chwili. Ostatnio w snach, gdy kogoś przepędzam robię się wręcz ordynarny. Tak było i tym razem. Wyszli poza teren posesji. Wróciłem do domu, gdy zobaczyłem znów tę dziewuchę na podwórku. Chciała mi zapłacić za psa. Kategorycznie odmówiłem. Wyrzuciłem ją znów. Weszła trzeci raz bardziej zdecydowanie. Byłem zdenerwowany, ale wciąż bardzo stanowczy. Kazałem jej wyjść z mojego terenu. Opuściła podwórko, grożąc, że w niedzielę i tak przyjdzie zabrać psa. Nagle moja brama wjazdowa zmieniła się w nową ścianę ze szkła i aluminium. Przekręciłem klamkę domykającą i zrobiło się cicho. Nie słyszałem, co mówiła, nie mogła wejść. Chwilę postali i odeszli.
Niepełnosprawna kobieta i winda
Pojechałem do kuzynki do Wrocławia. Wszedłem do bloku gdzie miała mieszkać. Wsiadłem do windy i chciałem jechać na 8 piętro. W ostatniej chwili dosiadła się stara kobieta, zniszczona, schorowana, brudna. Wcisnęła 10 piętro. Gdy na 8 piętrze winda się nie zatrzymała, wiedziałem, że to sen. Kobieta chciała ode mnie jakieś przedmioty, pieniądze. Zaczęła wręcz wkładać mi ręce w kieszenie kurtki, żeby coś zabrać. Chwyciłem ją za ubranie, obróciłem tyłem do drzwi windy i zamachnąłem się pięścią, mówiąc, że ma mnie natychmiast zostawić, bo jej „przyp***dolę” (przepraszam, ale tak właśnie powiedziałem). Winda się zatrzymała na 10 piętrze. Piętro nie istniało. Schodziłem dziwnymi schodami, wychodząc ze ściany, przeciskając się się przez barierki. Gdy byłem na 9 piętrze, zobaczyłem, że kobieta wcale nie miała trudności z przechodzeniem tych przeszkód (choć chodziła o kulach i ogólnie nie wyglądała na sprawną). Z góry powiedziała, bądź zdrów i zniknęła. Ja doszedłem do tego 9 piętra szukając mieszkania kuzynki. Był tam zakład kosmetyczny, panie nie wiedziały, gdzie mieszka moja kuzynka. Usłyszałem jej głos z 8 piętra i zszedłem na dół.
Coś bardzo złego uwięziło mnie w samochodzie
Sen był, wydawało mi się, bardzo długi, zapamiętałem jednak tylko jedną scenę.
SMS z cytatem z Mahabharaty
Byłem w dziwnym miejscu. Groteskowe centrum handlowe połączone z parkiem. Wszystko krzywe, duże, powyginane. Kobieta we śnie, z którą byłem, dostała SMS-a. Z tą tylko różnicą, że ten SMS przyszedł na mój telefon. Jakby celowo. Był od jakiegoś młodego chłopaka, który w dziwny sposób wyznał jej uczucie?? Otóż mieli się spotkać w jakimś miejscu i ta część SMS-a była napisana normalnie, czyli po polsku. Druga, która mnie najbardziej zdenerwowała, była cytatem z Mahabharaty napisanym w sanskrycie. Dziwne było to, że ten cytat zrozumiałem, choć tego języka nie znam. Potem pojawił się ten chłopak. Rzuciłem się na niego mówiąc, że niech uważa, bo go rozszarpią, potną. Nie bardzo wiem kto, ale tak właśnie mówiłem. Chłopak nie przejął się zbytnio. Rozmawialiśmy w sanskrycie. Gdy wszedł do powyginanego budynku – wróciłem do dziewczyny i powiedziałem, co zrobiłem. Ona śmiała się tylko, mówiąc, że nie mam się czego obawiać, bo ona nawet nie wie, kto to jest.
Kłótnia z dobrym kolegą
Sen – jakby wyjęty z życia. Zadzwonił do mnie kolega, dla którego pracuję. W realnym życiu kolega jest ostatnio nie do zniesienia. Wiem, że sen był następstwem wczorajszej rozmowy na tematy służbowe. We śnie – najpierw dyskusja. Z mojej strony chęć załagodzenia sporu. Tłumaczenie, że sam tego chciał. On, coraz ostrzejszy ton. Potem krzyk. Ja również podniosłem wtedy głos. Powiedziałem, że takim sposobem nie dojdziemy do porozumienia. Odwróciłem się na pięcie, wsiadłem do auta i odjechałem.
Obrona przed wtargnięciem
Byłem w domu rodzinnym. Słyszę łomot do drzwi. Okazało się, że to sąsiad z tego samego piętra. W realnym świecie nigdy taki ktoś nie mieszkał w tym miejscu. Krzyczał coś, że jakieś awizo jest przyklejone do drzwi obok jego mieszkania, że to ja powinienem to zabrać… Poszedłem, odkleiłem i wróciłem do mieszkania. On jednak za wszelką cenę chciał wtargnąć do domu. Zamykałem drzwi, wypychałem go. Nagle pojawił się mężczyzna. Mam wrażenie, graniczące z pewnością, że to mój opiekun – ten ze snów o windach. Tyle że tu był pod postacią adwokata, którego znam w realnym życiu. Razem walczyliśmy, żeby ten sąsiad nie wszedł do mojego domu. Udało się, na koniec poszedłem odprowadzić pana adwokata do auta. On też został zaatakowany przez dziwnego sąsiada. Zastanawiał się nad pozwem; mówił, że maksymalnie może żądać 2 mln EURO odszkodowania. Ja też miałem coś z tego dostać lub móc podłączyć się do pozwu.