Byłem w jakimś lesie. Ośrodek wypoczynkowy. Znany mi z jakiegoś poprzedniego snu. Dostałem informację, że jadę na wycieczkę do Brazylii. Ucieszyłem się, jednocześnie zmartwiłem – bo to bardzo daleko. Pierwsza myśl – znaleźć kogoś, kto mnie zabierze na Ayahuaskę. Tam na miejscu. Miałem lecieć na 7 lub 10 dni, ale upierałem się, że przynajmniej dwa dni (dwie Ceremonie) chcę spędzić na spotkaniu z Rośliną. To był priorytet.
Kategoria: Zapiski snów
Powódź i topielec
Znów śniła mi się powódź (jak w czerwcu 1997 roku). Tym razem to była inna powódź. Rzeki płynęły pod prąd. Stałem na moście i widziałem wzbierającą rzekę. Odchodząc w innym kierunku zauważyłem ciało płynące tuż pod powierzchnią. Twarzą zwrócone ku górze. Nie było to przyjemne uczucie. Chciałem się oddalić, ale coś kazało mi stanąć znów na moście i patrzeć na tę martwą twarz. Później policja, podejrzenia, że to moja wina. To miało mniejsze znaczenie, bo to raczej część snu, aby zamknąć fabułę według mojego umysłu. Nic mi nie grodziło, sytuacja się wyjaśniła i nie zostałem zatrzymany. Jednak dziwne uczucie po przebudzeniu pozostało.
Czas przyhamować…
Bardzo dziwny i ciekawy sen. Jechałem autem, chyba gdzieś się spieszyłem, może uciekałem. Ale raczej spieszyłem. Chciałem dogonić innego kierowcę, żeby pokazać mu, że jestem szybszy(!). Chciałem pojechać na skróty, przez dróżkę (wszystko działo się na dzielnicy budynków z tzw. wielkiej płyty). Trwały prace (ale to chyba był weekend, bo nie było robotników) nad odbudową drogi wewnętrznej. Chciałem pojechać na skróty i wjechałem z uliczkę która była remontowana. Zahamowałem, ale zatrzymałem się tuż przez ogromną łyżką koparki (wjechałem jakby pod maszynę i pod łyżkę, w sposób taki, że mogłem wjechać do tej ogromnej łyżki). Wjechałem i nie mogłem cofnąć, bo maszyna się przesunęła i uwięziła w środku. Próbowałem rozhuśtać maszynę i łyżkę, aby się trochę uniosła (częściowo mi się udało) i chciałem przejechać tuż pod uniesioną łyżką. No i znów – częściowo się udało. Pokiereszowałem dach i bok auta. Nie byłem zdenerwowany, jednak zakląłem siarczyście gdy wyszedłem z auta i zobaczyłem co się wydarzyło. We śnie, zareagowałem podobnie jak w życiu – auto to tylko przedmiot i da się naprawić. Jednak dotarło do mnie, że ubezpieczenie tego nie pokryje, bo to była moja wina. Machnąłem ręką, choć czułem do siebie pretensje i niesmak, że tak głupio się zachowałem.
Sen od paru chwil stał się dla mnie jasny i klarowny. To przekaz bardzo osobisty, ale bardzo mądry. Najogólniej mówiąc – zbytnia pewność siebie może przynieść niepożądane efekty. Wyhamowuję 🙂
Czanga – nowy środek przemieszczania się :)
Byłem niedawno znów daleko poza tym krajem, żeby, zupełnie „przypadkowo” odkryć mieszankę o nazwie Czanga. Słyszałem już wcześniej tę nazwę, ale jakoś nie było okazji. Wyjazd był zdecydowanie nastawiony na grzybobranie w dzikich ostępach lasów niderlandów. Któregoś wieczoru, gdy już powoli lądowaliśmy, Sven (Swen, Sveen – nie mam pojęcia jak to się pisze) zapytał, czy ktoś dołączy do niego i Czangi. Zdecydowałem się i to był strzał w 10. Niezwykła mieszania roślin, która w działaniu i oprawie jest łudząco podobna do Ayahuaski. Działa jednak natychmiast, ale za to zdecydowanie krócej. Ten wyjazd łączy się z moim dzisiejszym snem, stąd to chyba pierwszy wpis równocześnie jako sen i własne doświadczenia. Bo sen dział się w tamtym właśnie ośrodku w Holandii, jednak ludzie we śnie nie byli tymi których tam rzeczywiście spotkałem. Co ciekawe, podczas poznawania Czangi towarzyszyli mi ludzie, z którymi uczestniczę w Ceremoniach Ayahuaski (jedynie więc kraj się zgadza). Ciekawym elementem był fakt, że każdy palił Czangę na swój sposób, a ja przechadzałem się wśród tych ludzi i zapoznawałem się z ich sposobem. Za każdym razem więc Czanga działała na mnie inaczej, dając możliwość podróżowania razem z tym, od którego się uczyłem. Nieprawdopodobne rzeczy działy się w tym śnie. Czułem się jedością z każdym z nich, a jednocześnie byłem sam dla siebie przewodnikiem 🙂
Mąż olbrzym, tenis i Jarosław Kaczyński
Bardzo dziwny sen. Pojechałem do mieszkania kobiety. Nie wiem czy znam ją z realnego życia. Pokazywała mi jak mieszkają z mężem. Mąż miał wrócić później. Piękne, ogromne mieszkanie. W starym stylu, ale bardzo gustownie urządzone. Dużo drewna, pięknych mebli, jednak dość ciemne. W żadnym pomieszczeniu nie było sztucznego światła. W końcu wrócił mąż. Olbrzym! Wyglądał jak górski troll. Ale był człowiekiem. W sumie chyba przyjaznym. Przywitał się, powiedział, że za chwilę wróci. Potem mi się przyglądał, biorąc w dwa palce obracał i patrzył. Później, gdy już wyszedłem od nich, przechodziłem obok kortu tenisowego. Ogrodzony siatką. Wszedłem na jego teren. Sporo ludzi. Sytuacja podobna do snu o brazylijskim więzieniu, tyle, że teraz rzucali we mnie piłeczkami tenisowymi. Nie było to zbyt przyjemne, musiałem wciąż robić uniki, żeby nie zostać uderzonym. Poszedłem w kierunku starej szopy/stodoły. Gdy znalazłem się za rogiem, usłyszałem, że na kort wszedł Jarosław Kaczyński (!!!! hahaha). Szukał mnie, mówił, że jestem dobrym towarzyszem (!!!), dobrym człowiekiem i można na mnie polegać w każdej sprawie. Jestem bezinteresowny i lojalny. Znam się na wszystkim. Ktoś z kortu powiedział, że mnie nie ma. Poszedłem w stronę stodoły. Tam spotkałem podekscytowanych ludzi, którzy znaleźli jakiś pojazd zakopany pod stodołą. Entuzjazm był tej wielkości, jakby odkryli, że w 18 wieku ktoś miał ferrari. W całym śnie, wszędzie panował półmrok. Czas zdarzeń powiedzmy godzina 22 w lecie. Jeszcze nie ciemno, ale już tuż przed i chwilę po zachodzie słońca.
Zimny dom i poszukiwanie opału.
Byłem z grupą ludzi w domu. Starym, jakby opuszczonym. Piękny, drewniany, jakby pałac. Ogromna sala kominkowa, ogromne sypialnie, półpiętra. Wszystko jakby zatrzymane w czasie, zakurzone ale nie zniszczone. W tym domu miała być jakaś Ceremonia. Prowadzącą była Aldona, którą znam z realnego świata. Jednak nie mogliśmy znaleźć nigdzie drewna do kominka. Chodziłem i szukałem. Inni też. W pewnym momencie ktoś podpowiedział, że z domu obok ktoś się wyprowadził i można drewno przenieść z tamtego miejsca. Ucieszyliśmy się, bo było dość chłodno. Gdzieś pomiędzy oglądaniem domu i poszukiwaniem drewna byłą obok mnie jakaś kobieta. Wydawało mi się (i we śnie i po przebudzeniu), że znam ją. Zawsze byliśmy tylko kumplami, nikomu nie przeszło nawet przez myśl, że moglibyśmy być razem. Jednak podczas tych przygotowań do Ceremonii, podczas poszukiwań byliśmy praktycznie cały czas razem. Ustalaliśmy gdzie szukamy, razem sprawdzaliśmy cały dom odkrywając kolejne pokoje. Było nam dobrze. Zaskoczeniem dla mnie było to, gdy ona mnie pocałowała. Chwyciła za rękę, przytuliła się do mnie. Dla niej też to mimo wszystko było zaskoczenie. Poczułem się wdzięczny, potrzebny i ważny a jednocześnie było w tym coś tak oczywistego. Tak prostego w swojej zawiłości. Dojrzała miłość która po prostu jest. Spokój, siła i miłość. Zaczyna się to dziwnie układać w wizję z przedostatniej Ceremonii. Czyżby teraz miała pojawić się cierpliwość, jako ostatnia z wylosowanych „bramek” teleturnieju Ayi?
Świadomy sen. Złodzieje i kradzież ich auta.
Jakiś ośrodek wypoczynkowy. Trzy osoby, bandyci, wymuszający, właściwie okradający ludzi. W jednym z domków był mój przyjaciel z synem. Synowi coś się stało, potrzebna była pomoc lekarska. Bandyci nie chcieli go wypuścić. Powiedziałem przyjacielowi, że zrobimy inaczej. Pojedziemy samochodem tych złodziei. Szajka to trzy osoby, jedna kobieta i dwóch osiłków. Wsiedliśmy do otwartego i uruchomionego auta. Złodzieje nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Ruszyłem z piskiem opon, bandyci nie zdążyli dobiec do auta. Jedziemy. Ja mam ubaw, przyjaciel i jego syn są przerażeni. Nagle na ekranie multimedialnym auta pojawia się połączenie przychodzące od kobiety która okradała nas i innych. Trochę zdziwiony byłem, skąd ma mój numer. Nie odebrałem połączenia, słyszałem jej myśli które nie były miłe. W tym momencie uświadomiłem sobie, że to sen! Zdziwienie zniknęło i zacząłem mieć większy ubaw z tych bandytów, bo oni wciąż starali się być groźni, a ja wiedziałem, że nic mi nie grozi. Świetny sen 🙂
Dworzec w podziemiach, ryby i woda
Bardzo ciekawy sen. Spokojny, choć we śnie byłem mocno zdziwiony. Wszedłem do budynku jakby centrum handlowego. Ogromne hole, ludzie. Wszystko normalnie. Zszedłem na poziom -1, właściwie to jakbym zjechał ruchomymi schodami. Tam już było inaczej. Było czysto, sztuczne światło, ale całość tego miejsca pokazywała, że jest od dawna nieremontowane (podkreślę, bo to było ważne we śnie – to nie była ruina. Po prostu ząb czasu był widoczny, ale nie było ubytków w ścianach, nie było brudno, nie było nic zniszczone. Po prostu jakby czas się zatrzymał, ale nie do końca, bo ściany były dawno niemalowane). Stałem na kładce pomiędzy górą, czyli tam gdzie schody mnie zwiozły z góry, a samym dołem, gdzie był peron i stali ludzie. Zobaczyłem dwa zbiorniki, które kiedyś były chyba fontanną przelewową, może czymś podobnym. W obu zbiornikach była absolutnie wspaniała woda. Czysta do granic możliwości. Te zbiorniki były pięknie oświetlone, ale z nieznanego, niewidocznego źródła białego światła. W jednym, górnym były wyłącznie rośliny. Soczyste, zielone, spokojnie falowały w wodzie. Zbiornik poniżej tętnił życie. Mnóstwo ryb. Dużych i mniejszych. Inne rośliny, wpadające w brąz kępki traw. Jak z bajki. Przepiękny widok. Pierwsza myśl – przeniosę tej zieleni z pierwszego zbiornika do tego drugiego. Jednak usłyszałem w głowie ryby i rośliny z drugiego – nie rób tego. To zaburzy spokój i cały ekosystem. Powiedziałem, że skoro tak, to nie zrobię tego. Obserwowałem dolny zbiornik z rybami. Wydawało mi się, że jedna z ryb jest martwa. Pływa do góry brzuchem. No właśnie – pływa!!! Ona żyje tylko po prostu pływa do góry brzuchem. W tym zbiorniku było więcej ryb tego gatunku. Wszystkie inne pływały jak na ryby przystało. Zaciekawiło mnie to. Zszedłem z tej kładki na peron, podszedłem do zbiornika. Ta ryba miała frajdę i robiła to specjalnie 🙂 Wyjąłem ją z wody i zacząłem z nią rozmawiać. Okazało się, że ona to robiła specjalnie, żebym ją zauważył. Nie pamiętam dalszej części rozmowy, ale nie była zbyt długa. Wpuściłem ją do wody. Wróciłem na górę, na szczyt ruchomych schodów, wyszedłem na chwilę na poziom 0 i zaraz wróciłem. Na schodach spotkałem kobietę, chyba ją znałem, bo zapytałem co u niej słychać. Co porabia. Nie czekałem na odpowiedź. Wróciłem na sam dół. Po peronie kręciły się znane mi osoby. Był np. Lech Wałęsa 🙂 Do niego podszedł inny znajomy z realnego życia, z któym mam codzienny kontakt. Rozmawiali o czymś. Nie podchodziłem do nich. Nie czułem, że to ma sens. Ot, po prostu czekają na pociąg. I sen się urwał. :)))
Obojętność
Śniła mi się kobieta, znam ją z realnego życia. Byłem u niej w domu. Jak zawsze gdy tam bywam w snach (bo to nie pierwszy raz), czuję się nieswojo, jestem atakowany słownie lub fizycznie przez męża tej kobiety. Tym razem było inaczej. Jej mąż był osowiały, obojętny na to co się dzieje. Nie było ich córki, chociaż widać było, że są ślady, że kiedyś była. Nie wiem czy zmarła, ale na pewno nie mieszkała już tam od dłuższego czasu. Ta kobieta też była zaskoczona tym jak zachowuje się jej mąż. Był totalnie obojętny. Jakby kolejna zdrada żony zupełnie już mu nie przeszkadzała.
Winda, ale bez ścian
Dwa dni temu miałem sen. Bardzo wysoki budynek. Może biurowiec, może mieszkalny. Sięgał wydawało się do granic atmosfery. Pierwszy raz w życiu śniła mi się winda która nie była w środku budynku a na zewnątrz. Dodatkowo ta winda to była tylko platforma sunąca w górę lub w dół. Jakaś kobieta stała na dachu budynku i czekała na mnie. Wydawało mi się, że dodaje mi otuchy, bo bałem się jadąc tak wysoko. Bardzo mocno wiało, czasami miałem wrażenie, że spadnę, że mnie zdmuchnie. Nie było się za bardzo czego złapać. Położyłem się na brzuchu i wjechałem na samą górę. Zwlekałem z nieznanych mi powodów z zapisaniem tego snu. Dziś rano mnie olśniło. To pierwszy sen o windzie w którym nie zorientowałem się, że to sen. Druga sprawa to to, że po raz pierwszy nie byłem niczym ograniczony! Nie było ścian, nie było jazdy na dziwne, nieistniejące piętra. Nie było strachu przed samą windą lub (od kiedy sen o windach stał się świadomy) chęci upokorzenia windy. Wtedy to ona się bała i chowała przede mną. Tym razem strach był tylko przed wysokością, ale spowodowany nową sytuacją. Winda była po prostu windą a nie czymś, z czym walczę. I otwarta przestrzeń, wyzwolenie z pudełka, zburzenie, wymazanie ograniczeń. Ciekawe, że właśnie teraz. Mniej więcej tydzień przed wyjazdem do lasu. Przed spotkaniem z Duchami i ludźmi których kocham. Którzy myślą podobnie, czują podobnie jak ja. Gdzie nie ma napinki, nie ma ukrytych interesów. Gdzie czas przestaje istnieć. Jadę tam i kiedyś przyjdzie taki moment, że nie wrócę do tej rzeczywistości. Bez znaczenia jest to, czy to ja nie pasuję do tego świata czy to świat nie pasuje do mnie. To już jest bez znaczenia 🙂